Walutowe podsumowanie tygodnia. Kiepski piątek dla dolara.
Ubiegły tydzień minął nam praktycznie bez zmian. Wyjątkiem był piątek, w którym widzieliśmy silny ruch korekcyjny podczas, którego dolar tracił blisko po 70-90 punktów stosunku do funta i euro. W dużej mierze odbicie stanowiło skumulowanie sytuacji, która na rynku obecna jest przynajmniej od kilkunastu dni. Rezerwa Federalna nie zapowiada w najbliższej przyszłości żadnych ruchów, a dolar nadal pozostaje silny podobnie, jak amerykańska gospodarka. Czy w tym tygodniu możemy spodziewać się korekty podaży dolara?
Brak perspektyw?
Wydawać by się mogło, że rynki cały czas, w przeciągu kilkunastu dni wstecz, wyglądają praktycznie tak samo. Dlaczego? Czy to oznacza, że tkwimy w martwym punkcie? Nie do końca. Faktem jest, że na rynku brakuje świeżości. Cały czas światowa sytuacja ekonomiczna oscyluje wokół kiepskich danych europejskiego przemysłu, koronawirusa oraz zielonej wyspy – Stanów Zjednoczonych, które uparcie i skutecznie bronią się przed czynnikami zewnętrznymi.
Więcej w temacie przyszłości dolara i amerykańskiej gospodarki wniosły Minutes FOMC, które odbyły się pod koniec ubiegłego tygodnia. Z zapisów rozmów bankierów wynika, że obecnie prowadzona polityka jest dla niej na rękę. Komfort prowadzenia tych działań przełoży się z pewnością na brak ambitniejszych działań w zakresie stóp procentowych. Co więcej, opublikowane kilka dni temu dane, będą wspierać tą decyzję. Są zadziwiająco dobre patrząc przez pryzmat światowej koniunktury. Są one w dużej mierze wynikiem obniżek, na które zdecydował się FED w 2019 roku. Z racji tego, że rynek adaptuje takie zmiany w kilkumiesięcznym okresie, można bez wątpienia powiedzieć, że wpływają one nadal na dobre odczyty z rynku nieruchomości. Będąc jeszcze stosunkowo ostrożną w takich szacunkach, dodam, że w świetle ostatnich publikacji makroekonomicznych PKB Stanów Zjednoczonych nie jest zagrożone. Co prawda, USA omija na razie szerokim łukiem kwestie związane z koronawirusem i napięciami handlowymi, a skupia całą swoją uwagę na nadchodzących wyborach.
W związku z powyższym ciężko mówić obecnie o wizji trwałej deprecjacji dolara. Jednym z najsilniej tracących na wartości walorów jest euro. Być może piątkowe odbicie jest wyłącznie chwilą słabości, a w następnym tygodniu zaobserwujemy dalsze ruchy podażowe.
Wtorkowy pesymizm i chwilowy oddech
Ciężko być optymistą, patrząc na dane i dynamikę choćby przemysłu w Strefie Euro. Nie jest ona na szczęście (lub nie) jedynym wyjątkiem na świecie. Ze spowolnieniem usilnie zmaga się także Japonia oraz Chiny, które poprzez walkę z epidemią wstrzymały praktycznie całkowicie sektor przemysłu i usług. Nie ma tu żadnej tajemnicy, że dane za luty i najbliższe miesiące nie będą choćby neutralne.
Słabe sesje w Azji oraz informacje od Apple wpłynęły także znacząco na notowania w Europie. Nastroje, chociażby na polskim rynku akcyjnym, wprowadziły nową podaż na rynek. Polityka Europejskiego Banku Centralnego w kontekście działań dotyczących stóp procentowych jest obecnie w olbrzymim marazmie. Wiemy, że podejmie on jakiekolwiek interwencje dopiero w ostateczności, co nie jest zbyt dobrą wróżbą dla rynku. EBC zdecydowanie silniej nastawione jest na długoterminową politykę fiskalną, niż zapobieganiu i zabezpieczaniu krótkoterminowych wahań rynkowych. Czy jest to słuszne działanie?
Poprawę nastrojów na euro wniosły ostatnie publikacji PMI z przemysłu. Niewykluczone, że w następnych miesiącach również będziemy mieć z nią do czynienia z uwagi na zastój gospodarki chińskiej i większy popyt na “lokalne” usługi i towary. Nie powinno nas jednak dziwić to, iż będzie to wyłącznie krótkoterminowe polepszenie.
Biorąc pod uwagę fakt, że nie ma na europejskim rynku większego impulsu powodującego potencjalne ożywienie, sytuacja po uspokojeniu globalnych nastrojów może powrócić do głębszego spowolnienia. Największym zmartwieniem globalnym w najbliższych miesiącach będzie wirus. Doniesienia o jego szybkim rozprzestrzenianiu się powodują coraz większą panikę, która w mojej ocenie jeszcze nie została dostatecznie wyceniona przez rynki. Obecnie z dość dużą ignorancją Europa podchodzi do kwestii koronawirusa, jakby ten problem nas w dużej mierze nie dotknął. Pomimo braku bezpośredniego kontaktu z problemami gospodarczymi, jakie stwarza epidemia, zastój chińskiego przemysłu prędzej czy później wpłynie także na handel na Starym Kontynencie.