Widmo dalszych spadków ciąży nad giełdami
Początek tygodnia wydawał się dość spokojny. Obawy o dalszy rozwój epidemii ucichły, a rynki powoli zaczęły odrabiać ostatnie przeceny. Nie mniej jednak informacje, jakie docierały do inwestorów nie były na tyle optymistyczne, by utrzymać kilka silniejszych ruchów popytowych. Sentyment nadal jest mierny, a sytuacja nadal daleka do opanowania. Mieliśmy raptem kilka obniżek stóp procentowych, które mają ułatwić gospodarkom powrót do normalnych obrotów. Pomimo tych działań wyprzedaż nadal trwa, a cofnięcie, które obserwujemy głównie na indeksach oscyluje w okolicach kilku procent. Pierwszy tydzień marca zakończył się dość pesymistycznie. Czy najbliższe sesje będą równie kiepskie? Zapraszamy do krótkiego podsumowania.
Rzut oka na indeksy
Zainteresowanie inwestorów polityką luzowania pieniężnego zeszło na plan dalszy. Obecne manewrowanie przy stopach procentowych skierowane jest na uporanie się ze zwalniającą gospodarką. Czy w związku z tym mamy na horyzoncie realne widmo recesji w tym roku? Z jednej strony moglibyśmy powiedzieć, że jest to możliwe. Z drugiej natomiast obniżanie stóp procentowych nie jest “typowym” zabiegiem “przed recesyjnym”. Prawdopodobnie niższe oprocentowanie kredytów (idące za tymi zmianami) przedłuży wyłącznie fazę spowolnienia. Biorąc pod uwagę także czas, w jakim rynek odczuje te zmiany, można założyć, że zbiegną się wraz z lepszymi danymi dotyczącymi zwalczania epidemii (przy założeniu, że ni będzie się szybko rozwijała). Czy wiąże się to z impulsywnym odbiciem w najbliższych tygodniach?
W Stanach Zjednoczonych wpadły na rynek dane dotyczące zatrudnienia. Ich pokaźny przyrost nie jest wynikiem niestabilnej bądź słabej gospodarki. Oczywiście są to dane za miesiąc ubiegły, aczkolwiek już wtedy świat zmagał się z epidemią. Stopa bezrobocia nadal utrzymuje się na poziomie 3,5%, co jest naprawdę świetnym wynikiem. Koniunktura ma się dobrze, a obecna sytuacja według retoryki prezydenta USA jest wyłącznie następstwem globalnych problemów z koronawirusem.
Na indeksie US500 obserwowaliśmy w piątek lekkie odbicie. Nie jest ono oczywiście przesłanką do tego, by spodziewać się nagle olbrzymich ruchów popytowych. Istnieje jednak szansa na to, by nastąpiło to przynajmniej w marcu. Indeks, jak wiadomo jest zbiorem spółek, w związku z tym ich (na razie dobra) sytuacja ekonomiczna nie powinna dopuścić do dalszej fali wyprzedaży. Ruch w dół, który widzimy na wykresie nie jest naturalną wyceną słabych wyników, a wyłącznie paniką, którą wniosła na rynki epidemia. W związku z tym istnieje spora szansa, by w najbliższym czasie (przy braku zatrważających informacji o koronawirusie) giełdy wróciły do normalnego funkcjonowania.
Ignorancja dolara
Prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump jest bardzo optymistycznie nastawiony do wizji rynków powracających, do dalszych wzrostów. Aby ją wesprzeć zapowiedział podpisanie ustawy, która ma celu uruchomienie kwoty 7,88 mld przeznaczonej na stymulację rynku. Sam podkreślał, że nie wie do końca czy jest ona faktycznie aż tak pilnie potrzebna. Natomiast w związku ze zbliżającymi się wyborami obecnie urzędujący prezydent, pragnie pokazać, że za jego kadencji gospodarka miała się bardzo dobrze, a indeksy, które wybijały historyczne szczyty, były napędzane dobrze zarządzanym państwem, które sprzyja ogólnemu rozwojowi.
Poniedziałek przyniósł sporą zmienność na polskim rynku akcyjnym. Pojawianie się nowych ognisk zachorowań w Europie, cały tydzień sukcesywnie przeceniało największe spółki. Pomimo przynajmniej względnej stabilizacji sytuacji w Azji nie jest to wystarczający argument do zatrzymania fali podaży. Biorąc pod uwagę wysoką inflację w kraju, nawet w najśmielszych spekulacjach ciężko jest zakładać solidne odbicie. Cierpi na tym przede wszystkim złotówka. Rada Polityki Pieniężnej nie przejmuje się na razie odczytami inflacyjnymi.
Dolar w ostatnim czasie wykazywał się sporą ignorancją wobec wszelkich danych makroekonomicznych. Wybuch paniki związanej z wirusem, nie uwidocznił się zbytnio na notowaniach USD. Wręcz przeciwnie, wcześniejsza wycena nie spowodowała większych ruchów aprecjacyjnych na amerykańskiej walucie. Taka sytuacja zrobiła trochę wolnego miejsca na deprecjację USD w stosunku do złotego. Obecnie za 1 dolara musimy zapłacić 3,8041 zł. Z technicznego punktu widzenia znajdujemy się obecnie przy kluczowym oporze, którego przekroczenie może na nowo zdefiniować wzrosty na notowaniach USD/PLN. Nieciekawa sytuacja na polskiej giełdzie (ogólna panika na Starym Kontynencie) i spokojniejsze, globalne nastroje mogą przeważyć o kolejnym umocnieniu amerykańskiej waluty.
Antypody
Bardzo ciekawymi notowaniami może pochwalić się para NZD/USD. Waluty z antypodów radzą sobie całkiem nieźle w stosunku do dolara. W dużej mierze aprecjacja NZD wynikała między innymi z oczekiwania rynku na cięcie stopy procentowej w USA (które później nastąpiło). Dzięki temu nowozelandczyk mógł zrobić sobie trochę miejsca na aprecjację w stosunku do USD.
Siłę dolara nowozelandzkiego wspiera między innymi stosunkowo niska i stała inflacja, która praktycznie od połowy 2017 roku nie przekracza poziomu 1,9%. Stanowi ona dużą wartość pod względem gospodarczym, z uwagi na małe prawdopodobieństwo nieoczekiwanego skoku cen. Stabilność ta zdecydowanie wpływa korzystnie na aprecjację NZD. Z technicznego punktu widzenia kurs NZD/USD znajduje się w kanale wzrostowym, co wspierają potwierdzenia przekraczanych poziomów oporu.