Jordan Belfort bez fikcji. Prawdziwy, czy malowany Wilk z Wall Street?
Nie każdy przestępca ma na tyle ciekawe życie, aby dało się je zekranizować. Jednak Jordan Belfort, znany też jako Wilk z Wall Street, może „pochwalić się” naprawdę imponującym „dorobkiem”. Jego życie wystarczyłoby na zrobienie nie jednego, ale kilku filmów. Było w nim wszystko: duże pieniądze, piękne kobiety, wystawne życie. W końcu jego historia została przelana na papier, a potem zekranizowana. Danny Porush (prawa ręka Belforta), który był zekranizowany jako Donnie Azoff, wspominał, że książka jest dalekim krewnym prawdy, natomiast film jest dalekim krewnym książki. Warto o tym pamiętać, kiedy będziesz poznawać historię tytułowego oszusta.
Wspomniałem już, że film nieco odbiega od prawdy. Tak jest np. w sytuacji rzutów karłami do tarczy. Sam Danny Porush wspominał, że karły były na imprezach, ale nie poniżali ich w taki sposób. Natomiast prawdziwa była historia z zapłaceniem 10 000$ za ogolenie się na łyso przez dziewczynę. Porush wspomniał, że nikt w firmie nie nazywał go Wilkiem z Wall Street, ani nawet samym wilkiem. Nie oznacza to, że cała książka i film były wymysłem autora. Wśród prawdziwych historii można wymienić także szmuglowanie pieniędzy do Szwajcarii, czy tę o debiucie spółki Madden. Prawdą jest także to, że do dalszej pracy na Wall Street zachęcił go pierwszy szef Mark Hanna (grany w filmie przez Matthew McConaughey), który wyznawał pogląd, że kluczem do sukcesu jest… kokaina i prostytutki.
Jordan nie był ostrożnym człowiekiem i lubił korzystać z życia. Oczywiście, jest druga strona medalu – żył na koszt osób, którym zdefraudował pieniądze. Ostatecznie skończył w więzieniu. Drugie życie przyniosła mu książka “Wilk z Wall Street”, która okazała się bestsellerem. Jednak prawdziwy rozgłos przyniósł film Martina Scorsese o tym samym tytule. Świetną rolę odegrał tam Leonardo DiCaprio.
Co ciekawe, film finansował jeden z twórców wielkiego azjatyckiego oszustwa, o którym już pisaliśmy na łamach Forex Club – Low Tek Jho. Belford swój sukces osiągnął dzięki swojej charyzmie oraz zdolnościom sprzedażowym i dzięki nim zarabia dzisiaj na chleb, ponieważ jest mówcą motywacyjnym. Poznajcie prawdziwą historię Wilka z Wall Street.
Skąd wziął się przydomek Wilk z Wall Street?
Swój kultowy już przydomek Belford podobno zawdzięcza agresywnej sprzedaży oraz dzikiej kulturze, jaka panowała w Stratton Oakmont. To właśnie ta firma stała się centrum przekrętu, jaki zorganizował Jordan Belfort. Sukces może zadziwiać, ponieważ nie był to wyrafinowany oszust. Nie poszedł drogą Bernarda Madoffa, ale oszukiwał ludzi znacznie biedniejszych. Wynika to po pierwsze z tego, że nie miał dostatecznej reputacji, aby wejść w odpowiednie kręgi. Po drugie bogatsi ludzie zadawali bardziej niewygodne pytania i nie potrzebowali kupować nieznanej spółki, aby stać się bogatym.
Stratton Oakmont działało przez cały okres na granicy prawa. Nie zajmowało się pokryciem analitycznym spółek. Trudniło się telefonicznym zachęcaniem do zainwestowania w groszowe spółki o bardzo niskiej płynności. To Jordan Belfort znacznie podniósł organizację tak zwanych “penny stock boiler room”. Jednak zanim to się stało, nasz bohater zaczynał bardzo spokojnie.
Od marzeń o stabilnej pracy, po karierę sprzedawcy
Jordan urodził się 9 lipca 1962 roku w żydowskiej rodzinie. Dorastał w dostatku, ponieważ rodzice byli księgowymi. Po ukończeniu szkoły średniej razem ze swoim przyjacielem Elliotem Loewensternem zarobił 20 000$ na wakacyjnej sprzedaży lodów włoskich na lokalnej plaży. Pomogły w tym jego zdolności sprzedażowe oraz bezpośredniość. Zarobione pieniądze wydał na czesne na Uniwersytecie Maryland. Chciał zostać… stomatologiem. Dosyć nietypowe zainteresowania jak na przyszłego oszusta. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu i poszedł na biologię na American University.
Po ukończeniu studiów nie zdecydował się na pracę w zawodzie. O wiele lepiej szła mu działalność sprzedażowa. W efekcie rozpoczął swoją karierę jako sprzedawca mięsa oraz owoców morza. Mimo tego, że na sprzedaży zarabiał niezłe pieniądze, to wydawał jeszcze więcej. Firma rozwijała się i zatrudniała kolejnych 7 sprzedawców. Szwankowało zarządzanie finansami. Mimo wzrostu przychodów, firma ogłosił niewypłacalność i pociągnęła za sobą Belforta, który również stał się bankrutem.
Przyszłość nie rysowała się kolorowo, ale z pomocą przyszli rodzice. Dzięki ich sieci kontaktów został stażystą w firmie L.F. Rotshchild, gdzie zajmował się “działalnością maklerską”. Jego praca polegała na dzwonieniu do potencjalnych klientów i nawiązywaniu kontaktu. Następnie przekierowywał telefon do bardziej doświadczonych sprzedawców, którzy finalizowali zlecenia. Jordan chciał się w tej firmie rozwijać, jednak nastąpił szok zewnętrzny, który utrudnił mu dalszy rozwój. Po Czarnym Poniedziałku z 1987 roku spółka L.F. Rotshchild miała problemy finansowe, czego konsekwencją była redukcja zatrudnienia, w tym zwolnienie młodego Belforta. Mimo smutnego początku, Jordan dalej próbował znaleźć pracę w branży finansowej. Z reguły pracował w podrzędnych instytucjach o szemranej działalności. Być może kontakt z takim środowiskiem spowodował, że stał się oszustem. To właśnie pod koniec lat 80-tych po raz pierwszy spróbował narkotyków, co później zaważyło na jego dalszych losach. Jednak początki wchodzenia w nałóg wydawały się przyjemne. Był jeszcze bardziej wygadany i lepiej radził sobie ze stresem. Pracując “na kogoś” widział, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.
Pójście własną drogą
Postanowił spróbować swoich sił i założył własną firmę. W 1989 roku powstało Stratton Oakmont, które funkcjonowało jako typowa „kotłownia”, ale klientom przedstawiali się jako poważna instytucja finansowa. Sama firma powstała dzięki współpracy Belforta, Danny’ego Porusha i Kennetha Greene’a. Warto opisać jak wspomniana trójka się poznała. Kenneth to współpracownik Jordana Belforta w Investors Center. Z kolei z Dannym historia spotkania jest ciekawsza. Wilk z Wall Street zapoznał się z Nancy Porush, która była żoną przyszłego wspólnika. Początkowo Jordan ujął Nancy z powodu ustępowania jej miejsca w autobusie. Wspomniana dwójka bardzo szybko przypadła sobie do gustu.
Trójka wspólników rozpoczęła swoją działalność na licencji Stratton Securities. Dzięki swoim talentom sprzedażowym oraz braku moralności, już po 6 miesiącach byli w stanie z zysków wykupić Stratton Securities. Firmę przemianowali na Stratton Oakmont, ponieważ tak brzmiała bardziej prestiżowo, co miało zapewnić jej szacunek w oczach klientów.
Schemat działania wyglądał następująco. Na początku oferowano klientom dobre spółki, by następnie zadzwonić z „wyjątkową okazją”. Oferta dotyczyła z reguły mało płynnych spółek, które określa się jako tak zwane „penny stock”. Akcje sprzedawał Stratton albo postawieni ludzie, natomiast kupującymi byli zwykli inwestorzy. Nie było wtedy rozpowszechnionego internetu. Oszukani klienci na początku nie wiedzieli, że takich osób jest więcej. Nie było też możliwości łatwej weryfikacji Stratton. Mogli więc działać w podobny sposób przez wiele lat.
Firma rosła jak na drożdżach. Lata 90-te to złoty czas USA, które korzystało zarówno z otwarcia się gospodarek Bloku Wschodniego na kapitalizm, jak i coraz zyskowniejszego handlu z Chinami. Gospodarka szybko rosła tak, jak i dochody Amerykanów. Kapitał napływał na giełdę, na której rodziły się fortuny. To zachęcało klasę średnią do szukania wielkich okazji, aby stać się milionerami. Ten klimat hossy wykorzystywały takie firmy jak Stratton.
Dużym problemem dla spółki było pozyskanie świetnych sprzedawców. Jordan uznał ze najlepiej wyszkolić młode osoby, które chciały szybko się dorobić oraz zaoferować ogromne premie motywacyjne. Oprócz tego organizował naprawdę dzikie imprezy, gdzie był alkohol, narkotyki i panie do towarzystwa. To motywowało „młode wilki” do jeszcze lepszej sprzedaży. Takie przemotywowanie odbiło się później czkawką, ponieważ sprzedawcy byli bardzo agresywni w stosunku do klientów. Po drugie szybki wzrost organizacji powodował, że rotacją pracowników była bardzo duża.
Problemy Stratton z pewnością byłyby mniejsze, gdyby właściciel i wyżsi managerowie znali umiar. Niestety, było zupełnie inaczej. Im więcej zarabiali, tym więcej chcieli mieć. To popychało ich do coraz ryzykowniejszych praktyk. Chcieli zarobić więcej, ale rynek spółek o niskiej płynności miał swoje problemy. W efekcie postanowili rozpocząć działalność na rynku IPO. Kontaktowali się ze spółkami, które chciały zadebiutować na giełdzie i oferowali im atrakcyjne warunki. Z ich usług korzystały z reguły małe firmy, których nie chciały reprezentować duże instytucje finansowe. W zamian za pomoc w uplasowaniu akcji Stratton otrzymywał wynagrodzenie. Podczas debiutu sprzedawcy naganiali na zakup akcji, przedstawiając wchodzące spółki, jako ogromną okazję inwestycyjną. Podczas działania na rynku IPO, firma uplasowała akcje o wartości 1 mld$. Oznaczało to, że Stratton działał w segmencie małych spółek, ponieważ średnia emisja nie przekraczała 30 mln$.
Stratton pomaga w rewolucjonizowaniu internetu
Dla wielu taki nagłówek może wydawać się szokujący. Jak to możliwe, że Stratton mogło być zaangażowane w pozytywne zmiany, same będąc firmą krzywdzącą ludzi? Cóż, przypadki często rządzą światem. Tak było i tym razem. Początek lat 90-tych to czas dzikiego internetu. Problemy mieli także regulatorzy, ponieważ prawo nie przystawało do nowych czasów. Historia, która spowodowała reformę prawa, miała zaskakujący początek.
W 1994 roku firma Prodigy była właścicielem BBS-u (Bulletin Board System) o nazwie Money Talk. Tam anonimowy użytkownik powiedział, że Stratton Oakmont dokonuje łamania prawa podczas przeprowadzania IPO. Dla firmy Belforta był to policzek i od razu wytoczył pozew Prodigy, twierdząc, że to właściciel BBS-u odpowiada za treści publikowane przez użytkowników, ponieważ sam może usuwać wulgarne posty. Sąd przychylił się do opinii Stratton. Jednak zwolennicy internetu informowali, że to zahamuje rozwój tego narzędzia komunikacji. Co więcej, jest sprzeczne z wyrokiem sądu z 1991 roku. W odpowiedzi na wewnętrzną sprzeczność przepisów wprowadzono nowe regulacje, jaką była Ustawa o przyzwoitości komunikacyjnej z 1996 r. Sama ustawa nie przetrwała próby czasu, jednak artykuł 230 na trwałe zmienił internet. W artykule mowa, że dostawca ani użytkownik interaktywnej usługi komputerowej nie może być traktowany jako wydawca. Tym samym potwierdzono, że w internecie może panować wolność wypowiedzi. Samo Section 230 jest nazywane “26 słowami, które stworzyły Internet”.
Steve Madden – jeden z ważniejszych klientów Stratton
Nie wszystkie debiuty Stratton to były 100% oszustwa. Jednym z przykładów spółek, które osiągnęły rynkowy sukces było Steven Madden Ltd. Nie oznacza też to, że wszystko było w porządku :-). Wręcz przeciwnie. Jednak zanim opiszemy historię tej firmy, warto opisać w jaki sposób Stratton pozyskało tego klienta. Wbrew pozorom nie kryje się za tym żadna fascynująca opowieść.
Steve Madden znał się w dzieciństwie z Dannym Porushem. Steve na początku sprzedawał swoje buty z samochodu. Kapitał jaki miał Steve na start wynosił 1000$. W ciągu kilku lat firma zwiększała przychody, ale potrzebował pieniędzy na dalszy rozwój. Po wielu namowach dał się przekonać Jordanowi i Dannemu, że warto zadebiutować na giełdzie. Belfort od razu polubił się ze Stevem. Pomogły w tym wspólne zainteresowania, czyli narkotyki i imprezy. Ostatecznie Jordan zdecydował się opuścić Stratton, aby rozwijać Steve Madden Ltd. Jednak współpraca nie trwała długo. Powodem było coraz większe uzależnienie Wilka z Wall Street od narkotyków, to powodowało, że nie mógł w efektywny sposób pomagać w rozwoju firmy. Historia dla Steve’a nie skończyła się różowo. Został oskarżony o manipulowanie kursami akcji, pranie pieniędzy oraz inne oszustwa finansowe. Ostatecznie trafił na kilka lat więzienia i został zmuszony do odejścia ze stanowiska CEO. Co ciekawe, jeszcze przed wyrokiem skazującym zmienił stanowisko na dyrektora kreatywnego z pensją na poziomie 700 000$. Pensję otrzymywał również w więzieniu. Po powrocie z więzienia powrócił do swojej firmy i szybko ją rozwinął. Obecnie jej kapitalizacja wynosi ponad 2 mld$.
Narkotykowy amok
Belfort podczas pracy w Stratton uzależnił się od metakwalonu, który sprzedawany był jako ‘Quaalude’. Jordan zażywał go ogromnych dawkach. Kiedy nie miał do niego dostępu, decydował się na inne narkotyki. Podczas zażywania nie stronił od alkoholu, co jeszcze bardziej czyniło go nieobliczalnym.
Sam Belfort lubił kiedy nie było ograniczeń. Dotyczyło to zarówno imprez, jak i życia. Luksusowe domy, jacht, helikopter czy sportowe samochody były dla niego “must have”. Wzorce czerpał z filmów i seriali takich jak Wall Street, Pretty Woman czy Miami Vice. Przykładowo kupił Ferrari, tylko dlatego, że zobaczył je w jednym z odcinków Miami Vice, gdzie Don Johnson jeździł tym samochodem. Ogromne pieniądze pozwalały spełniać jego konsumpcyjne zachcianki. Problemem było to, że często nadużywał narkotyków i alkoholu, co powodowało, że jego fantazja nie była hamowana przez zdrowy rozsądek. Tak było kiedy totalnie naćpany lądował helikopterem w swoim ogrodzie, czy odwoził w takim stanie swoją córeczkę. Potrafił się świetnie bawić, ale cierpiała na tym rodzina, firma i jego zdrowie. Ulubionym narkotykiem był Quaaludes, który był przez wiele lat normalnym lekiem sprzedawanym w USA. Jednak w 1984 roku został wycofany ze sprzedaży z powodu licznych skutków ubocznych. Jednym z nich były niesamowite doświadczenia podczas działania leku oraz większą śmiałość. To ułatwiało Jordanowi miłosne podboje, które z czasem stały się jedną z przyczyn rozbicia małżeństwa.
Wiele z przykładów “fantazji” można poznać w książce oraz filmie Wilk z Wall Street. Jednym z ciekawszych przypadków było doprowadzenie do zatonięcia luksusowego jachtu Nadine, który w 1961 roku został zbudowany dla Coco Chanel. Zatonął on niedaleko wybrzeża Sardynii, ponieważ Belfort nie posłuchał kapitana i zdecydował się na wypłynięcie mimo silnego wiatru. Ze względu na silne fale rozbity został właz na dziobie, co doprowadziło do zatonięcia statku. Ludzi uratowali włoscy płetwonurkowie ze specjalnej jednostki marynarki wojennej. Oczywiście Jordan nie był wtedy trzeźwy.
Belfort był dwukrotnie żonaty. Pierwszą żoną była Denise Lombardo, ale na skutek niezgodności charakterów rozwiedli się. Jednak długo nie rozpaczał – poznał na imprezie piękną modelkę, która mimo tego, że urodziła się w Zjednoczonym Królestwie, to wychowała się na Brooklynie. Związek był bardzo burzliwy. Belfort z każdym rokiem coraz mocniej pogrążał się w narkotykowym amoku. Podczas związku wiele razy zdradzał swoją żonę. Ostatecznie rozwiedli się m.in. z powodu jego uzależnienia od narkotyków. Mimo to, pozostali w dobrych stosunkach. Dwójka dzieci pozostała przy Nadine.
Śledztwo i więzienie
Stratton Oakmont był pod nadzorem nowo powstałego organu, jakim był NASD (National Association of Securities Dealers), obecnie znanym jako FIRA. Ostatecznie w grudniu 1996 roku NASD zabronił rozwijania działalności. Jednak to nie był koniec ciosów w Belforta. W 1999 roku został oskarżony o oszustwa na rynku papierów wartościowych oraz o pranie pieniędzy. Ostatecznie został skazany na 4 lata więzienia. Wyszedł z więzienia po 22 miesiącach. Kara miała być dłuższa, ale Belfort zdecydował się na współpracę z organami ścigania. W efekcie składał zeznania, które obciążały podwładnych, partnerów czy niektóre osoby z zewnątrz.
Oprócz kary więzienia musiał także zwrócić 110,4 mln$ dla osób, które zostały oszukane na inwestycjach w akcjach. Oczywiście jego przychody nie były na tyle duże, aby był w stanie spłacić wszystkie zobowiązania. Musiał godzić się na zabieranie połowy swoich dochodów z pracy zarobkowej. Liczba oszukanych klientów Stratton wynosiła 1513 osób. Część środków było pozyskanych ze sprzedaży nieruchomości, dzięki temu do inwestorów trafiło około 10 mln$. Była to oczywiście kropla w morzu potrzeb. Już w 2009 roku Wilk z Wall Street wynegocjował, że będzie spłacał po 10 000$ miesięcznie do końca życia. Oprócz tego Belfort zadeklarował, że będzie przeznaczał wszystkie dochody z konferencji i mów motywacyjnych na terenie USA na spłatę swoich zobowiązań. Deklarował szczerą chęć zwrócenia środków poszkodowanym, ale w 2013 roku prokuratorzy federalni złożyli zażalenia, że Belfort nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań.
Książka, która odmieniła jego los
Krótko mówiąc w 1999 roku Belfort był skończony. Nikogo nie interesowało życie kolejnego oszusta finansowego. W więzieniu spotkał Tommy’ego Chong’a, który dzielił z nim celę. Po wysłuchaniu historii, gorąco namawiał do napisania przez niego książki. Chong przekonał Jordana do rozpoczęcia kariery jako mówca, który miał motywować do działania.
Dopiero książka Wilk z Wall Street spowodowała, że Jordan Belfort wyszedł z cienia i z powrotem trafił na salony. Sama zaliczka na napisanie książki wynosiła 500 000$. Jego dzieło stało się bestsellerem i przyciągnęło uwagę Hollywood. Rozpoczęła się prawdziwa wojna o przejęcie praw do filmu. Kolejnym krokiem milowym był film Wilk z Wall Street ze świetną rolą Leonardo Di Caprio. Dzięki temu jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się zaproszenia na spotkania, konferencje czy odczyty. Jordan mógł rozwinąć także swój biznes jako mówca motywacyjny. Jego historia, mimo że naganna etycznie, fascynowała wielu ludzi.
Według prokuratorów, którzy badali sprawę Jordana Belforta książka zawiera dużo wymyślonych informacji, które były napisane, aby była bardziej ekscytująca. W 2017 roku nasz bohater napisał kolejną książkę, która nazywała się “Way of the Wolf: Straight Line Selling: Master the Art of Pesuasion, Influence and Success”. W książce opisane zostały dokładnie techniki sprzedażowe, które były wykorzystywane przez Stratton Oakmont w celu zwiększenia obrotu na niektórych akcjach.
Warto jeszcze na chwilę zatrzymać się na jego karierze jako mówca motywacyjny. Często na wystąpieniach wspomina o swoim uzależnieniu od narkotyków i swojej drodze bez narkotyków. Regularnie porusza zagadnienia etyczne związane z jego historią. Oprócz tego pokazuje swoje umiejętności sprzedażowe. Co ciekawe, oszust sam padł ofiarą innego oszusta. W 2021 roku Jordan został okradziony z 300 000$ w kryptowalutach przez hakera.
Podsumowanie
Jordan Belfort z jednej strony był świetnym sprzedawcą i motywatorem, z drugiej osobą odpowiedzialną za tragedie ponad 1500 osób. Przecież nie okradał wyłącznie bogatych. Jeden z klientów opłacał zakupy z karty kredytowej, co skończyło się ogromnymi problemami finansowymi. Dla Belforta nie miało to znaczenia, liczyła się kasa. Podobnie nie był osobą zbyt przywiązaną do ludzi. Świadczy o tym to, że zdecydował się na współpracę z policją, aby tylko zmniejszyć wymiar kary. Obecnie mówi o nawróceniu i byciu bardziej moralnym, ale możliwe, że to się po prostu bardzo dobrze sprzedaje. Oglądając film Wilk Z Wall Street należy pamiętać, że wiele z tych historii nie miało miejsca i zostały dodane, aby film był bardziej ekscytujący. Z pewnością nie jest to prawdziwy Wilk z Wall Street. Jest o wiele więcej inwestorów, którzy potrafili zarobić ogromne pieniądze na rynku wykorzystując swój intelekt, charyzmę i niekonwencjonalne myslenie. Czemu nie jest o nich tak głośno? Po prostu ich historie nie są aż tak hollywoodzkie.