Foreksowi oszuści wyłudzili 1,9 mln zł. Odpowiedzą z wolnej stopy
Siedem osób zatrzymanych przez funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, 45 pokrzywdzonych osób i podejrzenie wyłudzenia 1,9 mln zł. To nie wystarczyło sądowi, by aresztować podejrzanych o oszustwa związane z rynkiem Forex.
Śledztwo nadzoruje Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Wynika z niego, że oszustwo miało polegać na niekorzystnym rozporządzaniu mieniem 45 poszkodowanych osób, od których pozyskano ok. 1,9 mln zł. Prokurator już przedstawił podejrzanym poważne zarzuty: udziału w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu popełnianie przestępstw oszustwa oraz prowadzenie działalności w zakresie obrotu instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia. Grozi im za to do 10 lat więzienia.
Przeczytaj koniecznie: „Łowcy frajerów” złapani. Wyłudzili 18 mln zł od 350 osób
Sąd: mogą odpowiadać z wolnej stopy
Mimo zagrożenia wysoką karą i możliwości mataczenia, sąd nie był zbyt surowy – przynajmniej na tym etapie sprawy. Jedna osoba została aresztowana, ale wyjdzie na wolność jak tylko wpłaci poręcznie majątkowe w wysokości 150 tys. zł. Sześć pozostałych osób, które zostały zatrzymane przez policję, ma dozór (czyli 1-3 razy w tygodniu muszą stawić się na komisariacie i podpisać na liście) i zakaz wyjeżdżania poza granice Polski. Musiały też wpłacić poręczenia majątkowe – od 10 tys. zł do 50 tys. zł.
Warszawska firma, siedziba na Wyspach Marshalla
Spółka działająca pod szyldem FxOnUs była zarejestrowana w tzw. raju podatkowym – na Wyspach Marshalla. To tam teoretycznie działał broker, funkcjonujący za pośrednictwem platformy na stronie www.fxonus.com. Funkcjonował jako doradca, podpowiadając swoim klientom jakie transakcje mają wykonywać. Rekomendacje były konkretne, a przedstawiciele firmy zapewniali o swojej skuteczności.
To jednak nie wszystko. Przedstawiciele brokera oferowali również zarządzanie kapitałem. Dostawali dostęp do rachunku i mogli obracać wpłaconymi środkami. Prokuratura twierdzi, że nie mieli i nie mają zezwolenia do tego typu działalności. Co więcej, w rozmowach z klientami mieli być też dalecy od rzetelności – mieli wprowadzać w błąd klientów, nie informując ich o ryzyku takich inwestycji, a nawet posuwać się do tego, że inwestowali w zupełnie inne instrumenty, podczas gdy klientom nie przekazywali żądnych konkretnych informacji na ten temat.
Gdzie są pieniądze poszkodowanych?
Prace nad sprawdzaniem obiegu pieniędzy klientów jeszcze trwają, ale wiele wskazuje na to, że nie trafiały one w większości na rynek kapitałowy. Klienci firmy wpłacali od kilku tysięcy złotych do nawet kilkuset tysięcy złotych. Ich pieniądze docierały na rachunek firmy na Wyspach Marshalla, który prowadził bank z Czech. Szybko jednak stamtąd wypływały, wędrując do kolejnych spółek.
Zespół sprzedawców i szkoleniowców
Nad pozyskiwaniem nowego kapitału czuwał profesjonalny zespół sprzedawców. Firma była bowiem bardzo dobrze zorganizowana. Zatrzymana osoba, kierująca polską spółką, miała pod sobą kilkudziesięciu sprzedawców. To oni dzwonili do potencjalnych klientów i namawiali ich do inwestycji. Miały być one całkowicie bezpieczne i przynosić ponadprzeciętne zyski.
Sprzedawcy mieli motywacyjny system płac, więc zależało im na ściągnięciu jak największego kapitału. Nad każdym z zespołów był menadżer, który szkolił zespół, a także pojawiające się w nim nowe osoby, w zakresie techniki rozmowy z klientami. Co ciekawe, większość sprzedawców nie miała większego pojęcia o rynku kapitałowym, zwłaszcza o inwestycjach w ryzykowne instrumenty. Jak to często w takich sytuacjach bywa: doskonale sprzedawali marzenia…
Komisja Nadzoru Finansowego ostrzegała przed brokerem
Już w 2017 roku ten broker znalazł się na oficjalnej liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego. Stało się to niedługo po tym, jak Fundacja Trading Jam Session ujawniła nagranie rozmowy z przedstawicielem przedsiębiorstwa.