Ograniczenia na rynku Forex (max. lewar 1:30) przedłużone. ESMA nieugięta
Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA) zadecydował o przedłużeniu interwencji produktowej na rynku Forex/CFD o kolejne 3 miesiące. To oznacza, że zmiany wprowadzone pierwotnie tymczasowo na okres 90 dni w rzeczywistości będą obowiązywały okrągły rok.
„Tymczasowo” tylko teoretycznie
Decyzja o zmianach zapadła w pierwszej połowie zeszłego roku, jednak już od 1 sierpnia 2018 r. obowiązują przepisy ESMA, które uregulowały na wielu płaszczyznach europejski rynek detaliczny OTC. Trzecie przedłużenie tymczasowych ograniczeń nie powinno nikogo dziwić. Trzy instytucje nadzorujące rynek finansowy na terenie UE, FCA (Wielka Brytania), BaFIN( Niemcy) i AMF (Francja), oficjalnie aprobują wprowadzone zmiany. Mimo, iż europejski regulator może przedłużać obowiązujące przepisy w nieskończoność, to wspomniani regulatorzy chcą wprowadzić je u siebie na stałe na poziomie krajowym, na wszelki wypadek.
Fragment oświadczenia ESMA:
„ESMA starannie rozważył potrzebę rozszerzenia obecnie obowiązujących środków interwencyjnych. Instytucja uważa, że nadal istnieją poważne obawy dotyczące ochrony inwestorów związane z oferowaniem CFD klientom detalicznym. W związku z tym ESMA zgodził się przedłużyć obowiązywanie środków z dniem 1 maja 2019 r. na tych samych warunkach, co poprzednia decyzja w sprawie przedłużenia, która zaczęła obowiązywać z dniem 1 lutego 2019 r.”
Wytyczne obejmują swoim spektrum europejskich brokerów Forex/CFD i określają:
- Zaoferowanie maksymalnej dźwigni w przedziale 1:30 a 2:1, co uzależnione będzie także od zmienności instrumentu bazowego,
- 1:30 w przypadku głównych par walutowych,
- 1:20 w przypadku par walutowych innych niż główne, złota i głównych indeksów giełdowych,
- 1:10 w przypadku towarów innych niż złoto i głównych indeksów giełdowych,
- 1:5 w przypadku pojedynczych instrumentów kapitałowych i pozostałych, które nie zostały wymienione,
- 1:2 w przypadku kryptowalut,
- wprowadzenie obowiązkowej ochrony przed powstaniem ujemnego salda na każdym rachunku,
- ujednolicenie standardów dot. ostrzeżeń o ryzyku,
- jednolite zasady dot. mechanizmu “stop-out” dla każdego rachunku.
Ograniczenia ESMA nie zdają egzaminu (?)
Swoją dezaprobatę wyraża Izba Domów Maklerskich, która wskazuje na odpływ klientów z UE do brokerów zagranicznych. W innym komunikacie zwracano także uwagę na wyniki raportu, który wykazywał, iż redukcja dźwigni finansowej nie przełożyła się na poprawę wyników polskich traderów (o tym w osobnym artykule TUTAJ).
Inne wrażenie można odnieść analizując statystyki klientów polskich domów maklerskich, których obowiązek publikacji w cokwartalnym harmonogramie nałożyła Komisja Nadzoru Finansowego już w 2016 roku. Ostatnie zestawienie wygląda wyjątkowo optymistycznie i pokazuje, że na instrumentach walutowych oraz towarowych prawie 50% odnotowuje zysk (Sprawdź zestawienie TUTAJ). Dane te jednak nie uwzględniają traderów, którzy uciekli poza granice UE w poszukiwaniu większej dźwigni.
Brokerzy spoza Unii Europejskiej zyskują dzięki ograniczeniom
Dane rynkowe z ostatnich miesięcy (mówimy tu o raportach głównie spółek inwestycyjnych notowanych na giełdzie) dotyczące firm inwestycyjnych nie przedstawiają się zbyt optymistycznie. Ich wolumen jest znacznie niższy niż sprzed połowy roku. Moglibyśmy podać tu zapewne kilka przyczyn takiego stanu rzeczy, aczkolwiek niezaprzeczalne jest to, że największy wpływ na rynek praktycznie od sierpnia miały regulacje Europejskiego Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych. Dodatkowym potwierdzeniem jest wzrost obrotów u konkurentów, których nie objęły ograniczenia dotyczące dźwigni. W związku z tym nie ciężko jest mówić o skurczeniu się grona osób inwestujących na forexie. Możemy raczej zauważyć ich migrację do brokerów, oferujących stare bądź “lepsze” warunki. Ostatnie miesiące na rynku, po wprowadzeniu interwencji produktowej ESMA, w wielu aspektach pokazały brak skuteczności działania interwencji. Osłabiły rynek krajowych firm, które nie mogą zbytnio konkurować z bardziej rozbudowaną ofertą domów maklerskich z zagranicy.
Przeczytaj koniecznie: Klient profesjonalny – Wszystko, co musisz wiedzieć [FAQ]
Nowa Zelandia i Australia
Polskim brokerom niewątpliwie ciężko byłoby przenieść fach do Australii. Kraj ten jest znany z dużego bagażu doświadczeń, jeżeli chodzi o instytucje finansowe związane z rynkiem wymiany walut. Oprócz dobrze rozwiniętych i rozpoznawalnych firm posiadają równie obszerne regulacje, w których głównym problemem dla zagranicznych domów maklerskich stanowi wysoka bariera wejścia. Uzyskanie licencji ASIC to koszt rzędu milionów dolarów. Klienci indywidualni mają nieco łatwiej, jeżeli chodzi o rachunki inwestycyjne.
Nowa Zelandia nie cieszy się za to wybitnym zaufaniem wśród firm inwestycyjnych. Nie mówimy to o podważaniu kompetencji tamtejszego regulatora, a raczej o braku popularności wśród inwestorów. Głównymi kierunkami ucieczki, jakie wskazują są kraje takie jak Australia czy Szwajcaria. Co zatem może przyciągać domy maklerskie do tego miejsca? Przede wszystkim niewielkie koszty prowadzenia działalności.
Duży potencjał w Afryce
Wśród europejskich brokerów można zauważyć nową tendencję. Coraz częściej wzrok kierują ku południowej Afryce. Rynek ten jest o tyle obiecujący, że oprócz zbliżonej strefy czasowej, zapewnia obiecujące warunki do szybkiego rozwoju działalności brokerskiej. Duża liczba brokerów z UE złożyła już wniosek o licencję u lokalnego organu regulacyjnego FSCA. Zdecydowana większość z tych brokerów (pomimo ich mniejszego udziału w rynku) to godne zaufania firmy.
Nie skupiając się zbytnio na plusach i minusach regulacji, a na ich wpływie na emigrację klientów i przede wszystkim brokerów, ciężko jednoznacznie stwierdzić jak długo będzie trwał ten proces. Większość rynków zagranicznych, o stabilnych i jasnych regulacjach dotyczących forexu, posiadających instytucje cieszących się zaufaniem klientów, mają nasyconą branżę firm oferujących usługi brokerskie. Nie mniej jednak posiadanie tam siedziby z ekspansją na rynki europejskie jest wciąż realnym scenariuszem.