Tulipany w cenie złota – Czym była tulipomania?
Instynkty zwierzęce powodują, że ludzi od zarania dziejów kierowali się często dwoma emocjami: strachem i chciwością. Strach powstrzymywał przed zrobieniem czegoś głupiego, natomiast chciwość pchała ludzkość do podejmowania ryzyka. Historia ludzkością zna sytuacje, kiedy wspomniane ryzyko było nadmierne. Czasami zdarzają się sytuację kiedy to znaczna część ludzi popada jednocześnie w ogromny strach lub szaleją ze chciwości. Jeśli nastąpi to drugie zjawisko mogą pojawić się na rynku bańki cenowe. Bańka cenowa może dotyczyć bardzo dziwnych aktywów. Świetnym przykładem jest bańka z pierwszej połowy XVII wieku, kiedy to ludzie spekulowali… cebulkami tulipanów. Nie miały one szerszego zastosowania w ówczesnej działalności produkcyjnej ludzkości. Wielu zainwestowało cały swój dorobek życiowy z jednego powodu – ich cena rosła. Szaleństwo z XVII wieku zostało okrzyknięte jako TULIPOMANIA.
Obecnie wydaje się to głupie, ale tutaj właśnie wchodzi chciwość i strach. Początkowo ludzie mogli wyśmiewać inwestowanie w cebulki tulipanów. Jednak kiedy zobaczyli, że ich sąsiedzi znacznie się wzbogacili na tym procederze pojawiała się chciwość i żal straconej okazji. Podobno nie ma nic gorszego niż zobaczenie jak twój sąsiad bogaci się szybciej niż ty. W efekcie ludzie którzy nie znali się na tulipanach kupowali je albo kontrakty na ich dostawę tylko w nadziei, że znajdą chętnego na odkupienie ich po wyższej cenie w przyszłości (tzw. gra w większego głupca). Tulipomania była fenomenem społecznym i znalazła liczne odwołania w sztuce. Powstały obrazy i satyry odwołujące się do tego szaleństwa. Mimo, że tulipomania trafiła do odbioru społecznego jako przykład szaleństwa spekulacyjnego, które ogarnęło znaczną część społeczeństwa, niektórzy badacze są innego zdania. Uważają oni, że był to ograniczony w skali epizod spekulacyjny. W dzisiejszym tekście przybliżymy oba punkty widzenia.
Otoczenie rynkowe
Początek formowania się Zjednoczonych Prowincji (dzisiejsza Holandia) datuje się na 1579 rok. Wtedy 7 prowincji podpisało „Unię w Utrechcie”. Było to ogłoszenie nieposłuszeństwa względem katolickiej Hiszpanii przez protestanckie prowincje Niderlandów. Unia w Utrechcie to niejaka odpowiedź na Traktat z Arras gdzie południowe, katolickie prowincje Niderlandów ogłosiły wierność Hiszpanii. Kilka lat później oficjalnie powstała Republika Zjednoczonych Prowincji, która przez kolejne kilkadziesiąt lat prowadziła wojnę z Hiszpanią o uznanie swojej niepodległości. Konflikt ten został nazwany później „Wojną Osiemdziesięcioletnią”. Jednym z „ojców założycieli” Zjednoczonych prowincji był Wilhelm I Orański.
Zjednoczone Prowincje były protestanckie, z tego powodu były miejscem ucieczki dla wielu ludzi podobnej wiary. Uchodźcy szukali regionu, który pozwoli im praktykować swoje wyznanie. Wśród uciekających znaleźli się wykwalifikowani pracownicy, co pozwoliło Holandii na stymulację rozwoju gospodarczego. Oprócz tego pomagała także etyka pracy, która wywodziła się z kalwinizmu. Kalwini duży nacisk kładli na edukację oraz pracę. Pozwalało to zwiększyć produktywność pracy co powodowało zwiększenie konkurencyjności na rynku europejskim. Zjednoczone prowincje stawały się także miejscem gdzie napływał kapitał z całej protestanckiej Europy. Amsterdam stawał się jednym z centrów finansowych Starego Kontynentu.
Warto pamiętać, że pierwsza połowa XVII wieku była okresem zwanym „złotą epoką” w Niderlandach. Wynikało to z tego, że kraj te był beneficjantem odkryć geograficznych. Kupcy bogacili się na handlu z Dalekim Wschodem. Szacowano, że jedna udana wyprawa handlowa do Azji mogła przynieść zyski na poziomie nawet 400%. Najważniejszą firmą na świecie była w tym okresie Holenderska Kompania Wschodnioindyjska. Była to także pierwsza spółka notowana na giełdzie.
Firma miała państwowy monopol na handlowanie z krajami z Dalekiego Wschodu. Dla kompanii szczególnie opłacalny był handel przyprawami gdzie cena sprzedaży niektórych produktów była 17 razy wyższa od ceny zakupu. Efekt skali pozwalał Kompanii Wschodnioindyjskiej na rywalizację z konkurencją angielską, portugalską i hiszpańską. Oprócz tego holenderska spółka posiadała własną flotę i wojsko, które zapewniało ochronę na szlakach morskich. Zmniejszało to ryzyko strat w wyniku działań korsarzy i piratów. Dzięki temu w XVII wieku pojawili się inwestorzy, którzy czerpali zyski ze wzrostu kursu akcji Kompanii oraz wypłaty przez nią dywidendy. Zyski z handlu były reinwestowane w działalność oraz częściowo pożytkowane na konsumpcję. Bogacenie się społeczeństwa powodowało, że wzrastały potrzeby gospodarstw domowych. Miasta stawały się coraz piękniejsze a gust wyższych klas bardziej wysublimowany. Odbiło się to także na ogrodach, które były jednym z miejsc manifestowania swojego statusu. Jednym z symboli bogactwa były wtedy tulipany, które były egzotycznym, importowanym kwiatem.
Tulipany w Europie
Po raz pierwszy tulipany trafiły do Europy w XVI wieku. Z powodu oryginalnego wyglądu, który nie przypominał „zwykłych” kwiatów rosnących w Europie, były podziwiane za swój „egzotyzm”. W efekcie tulipany trafiły do ogrodów bogatych Europejczyków. Był to więc towar luksusowy. Po pewnym czasie stał się symbolem statusu. Bogaci ludzie często nie byli miłośnikami tych kwiatów. Jednak ich posiadanie było traktowane jako obowiązek każdego bogacza „na poziomie”. Również „aspirująca klasa średnia” chciała uchodzić za bogatszą niż była w rzeczywistości. Zatem główny powód kupowania tych kwiatów był następujący – potwierdzały status społeczny i materialny. Wzrost popularności tulipanów powodował, że zainteresowanie tymi kwiatami docierała także na dół drabiny społecznej.
Tulipany są bardzo wrażliwe na warunki pogodowe. Jednocześnie w XVI i XVII wieku nie było tak rozwiniętej kultury uprawnej jak ma to miejsce obecnie. Czasami zdarzało się, że duża część tulipanów nie „dożywała” następnego sezonu. Holenderscy rolnicy opracowali techniki, które miały pozwolić na uprawę tulipanów w Holandii. Największy wkład miał botanik Carolus Clusius, który podczas pracy na Uniwersytecie w Leiden opracował hortus academicus. Dzięki temu powstała pierwsza odmiana tulipanów, która była w stanie przetrwać hodowlę na północy Europy. W efekcie pojawiało się coraz więcej tulipanów rodzimej produkcji.
Rolnicy szybko zdali sobie sprawę, że wzrost z nasion trwa od 7 do 12 lat, natomiast same cebulki kwitną w ciągu następnego roku. Podczas kwitnięcia oryginalna cebulka znikała, ale obok pojawiało się wiele mniejszych cebulek, które mogły stać się tulipanami w kolejnym sezonie. Z tego powodu ważne było aby właściwie pielęgnować tulipany oraz we właściwy sposób ochraniać cebulki. Zdarzały się sytuacje kiedy niewłaściwe przechowywanie albo zarażenie wirusem dotykającym cebulki powodował spadek podaży tulipanów w przyszłym sezonie.
Warto pamiętać, że sezon na tulipany była bardzo krótki. Na północy tulipany kwitły między kwietniem a majem. Z kolei pielęgnacja cebulek następowała między czerwcem a wrześniem. Przez resztę roku floryści albo handlarze tulipanami podpisywali kontrakty u notariuszy aby nabyć tulipany na przyszły rok. Były to w efekcie kontrakty futures.
Należy dodać, że XVII wieku Holendrzy uchodzili za mistrzów w dziedzinie finansów. Amsterdam stał się centrum finansowym Europy. Dzięki głębokości rynku finansowego (jak na ówczesne czasy) powstał rynek na którym można było handlować prawami do zakupu cebulek tulipanów.
Rynek tulipanów w latach 1634 – 1637
Jak tylko kwiaty zyskały na popularności profesjonaliści zajmujący się uprawą tulipanów podnosili swoje ceny. Pomagała w tym dobra koniunktura gospodarcza, która była dodatkowo podtrzymywana dzięki zyskownemu handlowi z Azją. W 1634 roku popyt na cebulki zaczęli zgłaszać także francuscy spekulanci, którzy chcieli wykorzystać arbitraż cen do osiągnięcia zysku z handlu tulipanami. Stabilny wzrost cen tulipanów trwał do 1636 roku. Wtedy wzrost cen wynikał z szybszego wzrostu popytu której podaż nie potrafiła sprostać.
W 1636 roku tulipany były jednym z najważniejszych towarów eksportowych (razem z ginem i serem) Zjednoczonych Prowincji. Można powiedzieć, że już wtedy Holandia stawała się „tulipanowym hubem” w Europie.
Nie jest zaskoczeniem, że cena cebulek zależała od podaży i popytu na ten towar. Należy zauważyć, że podaż zależała od warunków przechowywania cebulek tulipanów i od tego, czy nie pojawiała się zaraza, która mogła zdziesiątkować ich liczbę. Ponieważ na odbudowę podaży trzeba było czekać rok (aby wykopać nowe cebulki z posadzonych tulipanów), cena kwiatów mogła bardzo silnie się zmieniać wraz z plotkami dotyczącymi potencjalnej podaży w przyszłym sezonie.
W listopadzie tego samego roku rozpoczął się drastyczny wzrost cen niektórych cebulek tulipanów. Bardzo szybko ceny najbardziej rzadkich okazów zaczynały osiągać ceny przekraczające setki guldenów. Okres spekulacyjny był zasilany umowami na dostawę tulipanów na nowy sezon. Holendrzy nazywali te kontrakty windhandel czyli „handel powietrzem”. Nazwa pochodziła od tego, że podczas handlu żadna z cebulek nie zmieniała właściciela. Kupujący mogli inwestować za pomocą dźwigni finansowej, ponieważ musieli wnieść tylko opłatę w wysokości 2,5% wartości kontraktu. Wspomniane umowy nie były przedmiotem handlu na amsterdamskiej giełdzie, tylko na rynku pozagiełdowym (OTC). Warto wspomnieć, że nie był to bardzo płynny market. Z rzadko który kontrakt zmieniał więcej nabywców niż trzy razy. Nie był to zatem handel do którego jesteśmy obecnie przyzwyczajeni.
Szczyt tulipanowej manii nastąpił podczas zimy 1636 – 1637. Niektóre z kontraktów zmieniały nabywców nawet 5 razy. Oznaczało to, że na tak niepłynnym rynku znaleźli się chętni, którzy wierzyli w to, że mogą bardzo szybko wzbogacić się na „kupieniu drogo i sprzedaniu jeszcze drożej”.
Była to gra w większego głupca, konieczne były dwie rzeczy:
- Napływ kapitału na rynku,
- Podtrzymanie wiary, że ceny mogą tylko rosnąć.
Czy to nie brzmi znajomo? Wraz ze wzrostem ceny cebulek tulipanów następował efekt majątkowy. Bogaci właściciele domów z ogrodami, którzy trzymali swoje cebulki na przyszły sezon uważali, że ich majątek rośnie. Relacje z tamtych czasów wspominają o tym, że niektórzy ludzie wynajmowali ochronę. Strzegła ona ogrodów i budynków gospodarczych przed szabrownikami, którzy chcieli w łatwy sposób pozyskać cebulki tulipanów i upłynnić je na czarnym rynku. Rynek wzrósł na wierze w to, że podaż cebulek w 1637 roku będzie bardzo niska. W efekcie pojawiała się szansa na znaczny wzrost cen. Im wyższy był wzrost cen tym więcej było „spóźnialskich”, którzy chcieli dołączyć do wzrostów.
Nic nie trwa wiecznie. Jeszcze w styczniu ceny tulipanek rosły w oparciu o pogłoski dotyczące panującej zarazy dotykającej cebulki tulipanów. W lutym okazało się, że wpływ zarazy ma ograniczony wpływ na wielkość podaży cebulek. Początek utraty wiary rozpoczął się w lutym 1637 roku w Haarlem. Wtedy to po raz pierwszy kupcy nie pojawili się podczas aukcji cebulek tulipanów. Jednym z powodów była epidemia dżumy dymieniczej. Dżuma w połączeniu z brakiem wiary w niedobory cebulek spowodowały, że rynek tulipanów się załamał. Efektem pęknięcia bańki były drastyczne spadki cen terminowych i spotowych. Wiele z odmian spadło o ponad 99%.
Pogorszenie się sytuacji rynkowej spowodowało, że część kupców nie chciało wywiązać się z podpisanych umów. Holenderski sąd nakazał zamrożenie umów dotyczących cebulek tulipanów. Każdy z lokalnych sądów po zbadaniu sprawy miał rozstrzygnąć spory na własną rękę. Umowy zawarte po 30 listopada 1636 roku nie musiały być honorowane. Nabywca kontraktu musiał tylko zapłacić kilka procent wartości nominalnej kontraktu aby nie być zobowiązany do kupna cebulek.
Tulipomania a dane rynkowe – problem ze zbadaniem zjawiska
Niestety XVII wiek nie był tak rozwinięty pod względem raportowania cen rynkowych jak to miało miejsce po rewolucji przemysłowej. W efekcie mało jest danych dotyczących kształtowania się cen cebulek tulipanów. Z tego powodu brak jest precyzyjnych danych dotyczących momentu rozpoczęcia i zakończenia bańki na rynku tulipanów. Duża część danych na temat cen pochodzi z anonimowej satyry pod nazwą: Dialogi między Waermondtem a Gaergoedtem. Wspomniana satyra została napisana tuż po pęknięciu bańki cenowej.
Wiarygodność tych danych jest przez niektórych historyków stawiana w wątpliwość. Jeden z ekonomistów – Peter Garber – zebrał dane dotyczące sprzedaży 161 cebulek dotyczących 39 gatunków tulipanów. Dane dotyczyły lat 1633 – 1637. Zdaniem ekonomisty 53 z nich było odnotowanych w „Dialogach”. Co ciekawe, ze 161 cebulek najwięcej danych dotyczyło 5 lutego 1637 roku kiedy bańka pękła. Z tego dnia ekonomista zebrał dane dotyczące 98 transakcji. Dodatkowo ceny dotyczyły różnych transakcji takich jak: handel „kontraktami futures”, transakcje spotowe, sprzedaż notarialna dokonana przez hodowców, sprzedaż cebulek za nieruchomości. Nie było więc jednorodnego rynku cebulek tulipanów a raczej transakcję między osobami prywatnymi na niestandaryzowanym rynku.
Szaleństwo tłumów – wpływ na poglądy przyszłych pokoleń
W 1841 roku szkocki żurnalista Charles Mackay opublikował książkę „Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds”. W niej zawarł kilka przykładów rynkowych szaleństw. Wśród nich były zawarte historie bańki South Sea oraz oszustwo Kompanii Missisipi. Oprócz tego jednym z przykładów była właśnie tulipomania. Książka na wiele lat nadała ton badaniom na temat bańki tulipanowej. Przez całe generacje książka była analizowana zarówno przez innych ekonomistów jak i spekulantów, którzy uczyli się a tej książce jak rozpoznać okresy rynkowego szaleństwa i następującego po nim okresie paniki i depresji. Co ciekawe książka Mackaya opierła się m.in. na pracy Johanna Beckmanna „A History of Inventions, Discoveries and Origins”. W tej pracy dane odnośnie tulipomanii opierały się w znacznej mierze na wspomnianych wcześniej „Dialogach”.
PRZECZYTAJ RECENZJĘ: Niezwykłe Złudzenia i Szaleństwa Tłumów [Książka]
Zdaniem Charlesa w czasie tulipomanii spekulowaniem tymi kwiatami zajmowali się nawet bardzo ubodzy obywatele Niderlandów. W książce znalazły się informacje o tym, że ludzie za cebulkę tulipana Semper Augustus oddawali 5 hektarów (12 akrów) ziemi. Inni oferowali za pojedynczą cebulkę odmiany Viceroy koszyk dóbr o wartości 2500 florenów. Była to kwota oszałamiająca. Wykwalifikowany pracownik mógł zarobić około 350 florenów na rok. Według książki „tulipanowa gorączka” dotknęła każdą warstwę społeczną. Chęć spekulowania jeszcze bardziej wzmagały historie ludzi, którzy bardzo szybko się wzbogacili. Nastroje były bardzo optymistyczne, niektórzy wierzyli, że ludzie z całego ówczesnego świata będą kupować tulipany wyłącznie w Holandii. Jednak były to mrzonki. Chwilowa aprecjacja cen nie mogła trwać wiecznie, ponieważ bardzo łatwo można było wyhodować kolejne cebulki z posiadanego tulipana. Zatem holenderski monopol nie mógł trwać wiecznie. Co wiecej przecież te kwiaty przywędrowały do Holandii z Imperium Osmańskiego. Zatem istniały także inne kraje, które mogły zwiększyć produkcję co obniżyłoby ceny.
W książce pojawiły się także anegdoty, które dla obecnych badaczy są mało prawdopodobne. Jedna z nich mówi o tym, że jeden z marynarzy pomylił cebulkę tulipana z normalną cebulą i zjadł ją na śniadanie. W chwili konsumpcji wartość takiej cebulki tulipana mogła zapewnić śniadania dla całej załogi statku przez cały rok. Według tej historii marynarz miał zostać pociągnięty do odpowiedzialności i stanąć przed sądem.
Z relacji przytoczonych w „Szaleństwie tłumów” można znaleźć ślady zachowania typowego dla okresu manii rynkowej. Inwestorzy kupowali kontrakty na zakup tulipanów tylko po to aby odsprzedać je drożej. Nie byli zainteresowani fizycznym posiadaniem cebulek i ich posadzenia w ogrodzie. To co zachęcało do zakupów to chęć szybkiego wzbogacenia się. Im dłużej trwała ta mania tym trudniej było ją utrzymać. Wynikało to z tego, że potrzeba było coraz więcej kapitału aby utrzymać trend wzrostowy na cenach cebulek tulipanów.
Nowe spojrzenie na tulipanową bańkę
Jednym z bardziej znanych przeciwników standardowego poglądu na ten okres w historii miała Anne Goldgar. Amerykańska historyczna uważała, że tulipomania dotyczyła raczej wąskiej grupy ludzi. Z kolei większość opowiadań było elementem powielania wyolbrzymionych historii dotyczących spekulacji. Zdaniem Goldgar handel cebulkami nie był tak płyny jak to podawali badacze z XVIII i XIX wieku. Z badań nad dokumentami z epoki jej zdaniem handel tulipanami dotyczył w głównej mierze kupców oraz doświadczonych rzemieślników. Nie dotyczył natomiast elity ówczesnej Holandii. Co więcej ze zbadanych uczestników transakcji Anne udało się znaleźć zaledwie 6 bogatych ludzi, którzy w 1637 roku (rok pęknięcia bańki) doświadczyli finansowych problemów.
Obecnie część ekonomistów i historyków gospodarczych skupia się na znalezieniu racjonalnych powodów wzrostu ceny. Za jeden z powodów gwałtownej zmiany ceny jest wpływ wojny 30-letniej. Powodem mógł być napływ optymizmu spowodowany przystąpieniem Holandii i Francji do stronnictwa protestanckiego i rozpoczęcie okupacji Hiszpańskich Niderlandów. Wraz z rozpoczęciem plagi oraz odpływu kapitału na finansowanie wojny rynek się załamał. Wspomniany powód słabo tłumaczy aż tak mocny wzrost cen cebulek. Plaga i wojny mogą być jednym z powodów znacznego spadku cen tulipanów.
Goldgar wspomina, że podobna zmiana cen kwiatów miała również podobny przebieg później. Jako przykład podała hiacynty, które w XIX wieku zyskały ogromną popularność. W efekcie floryści rozpoczęli gwałtowne zakupy cebulek tego kwiatu aby zaspokoić popyt. Początkowo kończyło się znacznym wzrostem cen cebulek. Kiedy rynek się nasycił zaczęło brakować chętnych do dalszego podbijania ceny. Wzrost podaży doprowadził do ogromnej deflacji cen tych kwiatów. W ciągu 30 lat ceny najdroższych cebulek spadły o 99% od cenowego szczytu.
Z kolei Peter Garber wspomina, że tulipomania mimo ograniczonego przełożenia na gospodarkę i rynek finansowy odbiła się bardzo na świadomości ludzi żyjących w czasach bańki i tuż po. Dla wielu religijnych, konserwatywnych myślicieli było czymś niedorzecznym aby cena cebulki kwiatu, który bardzo szybko kwitnie może być warte więcej niż praca uczciwej osoby przez cały rok. Z tego powodu historie przekazywane z pokolenia na pokolenie przestrzegały przed szaleństwem spekulacji. Dlatego też historie dotyczące konsekwencji manii były wyolbrzymiane w licznych satyrach.
Krytyczne spojrzenie na prace Anne Goldgar
Niektórzy badacze są jednak zdania, że badania Goldgar nie potrafią w pełni wytłumaczyć tak dużego wzrostu i spadku cen. Szczególnie teoria słabo koresponduje z niektórymi, wysokimi wzrostami cen zwykłych cebulek tulipanów. Są ekonomiści, którzy są zdania, że bańka na rynku tulipanów była zwykłym „echem” znacznego wzrostu podaży pieniądza jaki był widoczny w Holandii. Earl Thompson również uważał, że argumenty Anne nie potrafią wytłumaczyć dlaczego niektóre cebulki tulipanów spadły aż o 99,999% w ciągu zaledwie kilku miesięcy skoro w tamtym czasie ceny kwiatów w okresie bessy z reguły spadały do 40%.
Zdaniem Thompsona jednym z powodów gwałtownej zmiany cen była interwencja rządowa, która wynikała z lobbingu handlarzy kwiatów. W wyniku namów handlarzy zmieniono prawo dotyczące kontraktów na cebulki tulipanów. Do tej pory kontrakty wymagały od nabywcy jego obowiązkowego wykupu po określonej cenie. Po zmianie ustawy kontrakt był tylko opcją na kupno. Zatem formalnie kontrakty forward (obowiązek kupna) zmieniany były w opcje (prawo do kupna). Brak zakupu miał skutkować zapłaceniem prowizji wynoszącej kilka procent wartości kontraktu. Earl uważał, że część inwestorów na rynku wiedziało o zmianie prawa zatem liczyli, że mogą wykorzystać dźwignię finansową do zakupu tulipanów. Liczyli oni przyszły wzrost cen cebulek wiedząc, że do straty mają tylko zapłaconą premię oraz „karę umowną” wartą kilka procent kontraktu.
24 lutego 1637 roku holenderska gildia handlarzy kwiatami ogłosiła, że wszystkie kontrakty zawarte po 30 listopada a przed otwarciem giełdy na wiosnę 1637 roku będą interpretowane jako „kontrakty bez obowiązku zakupu” jeśli nabywca kontraktu zapłaci niewielką karę sprzedawcy kontraktu (właścicielowi cebulek). Zatem wzrost cen terminowych był racjonalnym zachowaniem spekulantów, którzy wiedzieli, że nie będą musieli dokonać zakupu cebulek w przyszłości.
Tulipomania: Podsumowanie
Tulipomania jest jednym z najbardziej znanych przykładów gorączki spekulacyjnej w historii. Co ciekawe gra w „większego głupca” nadal obowiązuje mimo tego, że od bańki na tulipanach minęło prawie 400 lat. Przykładem może być bańka dotcom czy spadek wyceny spółek typu growth w 2022 roku. W XVII wieku część kupców i spekulantów wierzyło, że ceny tulipanów będą nadal rosły mimo, że ceny takich tulipanów jak Viceroy czy Semper Augustus były wyceniane na wiele lat pracy wykwalifikowanego robotnika. W szczytowym momencie bańki najbardziej wartościowe tulipany były sprzedawane po 10 000 guldenów, co odpowiadało rezydencji nad amsterdamskim Wielkim Kanale. Takich cen nie dałoby się utrzymać w nieskończoność. Tulipany to zwykły towar, jest też łatwy w produkcji (w długim terminie). Nie mógł więc tyle wart w długim okresie.
Niektórzy badacze sugerują, że faktyczny zasięg tulipomanii był znacznie mniejszy niż w opisach z epoki. Gorączka miała dotyczyć tylko kupców i niewielkie grono spekulantów. Według tych badaczy XVII wieczny rynek wtórny nie był tak płynny jak obecnie, zatem kontrakty bardzo rzadko były przedmiotem obrotu. Ich zdaniem opowieści były wyolbrzymiane jako element edukacji przyszłych pokoleń na temat chciwości i głupoty ludzkiej. Nawet jeśli tulipomania miała ograniczony zasięg finansowy to z pewnością odbiła się na ówczesnej kulturze. Widać to po licznych obrazach oraz satyrach z epoki. Kolejna lekcja jaka płynie z tej historii to odstawienie emocji na bok podczas inwestowania albo spekulowania. Grając w „większego głupca” nigdy nie wiadomo kto tak naprawdę nim jest.