Czy dolar zyska na State of the Union?
Czy dolar zyska na State of the Union?
Przed nami coraz gorętszy okres w Stanach Zjednoczonych. Pomimo tego, że rynki obecnie pochłonięte są emocjonalnie w walkę z koronawirusem, ich uwagę skutecznie odciąga Donald Trump, przypominając o przedwyborczej rzeczywistości. W tym roku będzie się on ubiegał o reelekcję, co raczej nie zdziwiło żadnego inwestora. Kwestią kluczową są jego kontrkandydaci, którzy do końca nie są jeszcze znani. Przyjrzymy się pokrótce, jakie są faktyczne szanse na to, by dolar dalej zyskiwał względem głównych walut oraz czy obecna głowa Białego Domu, ma realne szanse na kolejną kadencję.
Nocny wiec wyborczy
Dziś w nocy miało miejsce wystąpienie Prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa przed połączonym zgromadzeniem Kongresu. Odbywa się ono wyłącznie raz w roku i jest ono swoistym podsumowaniem prac, wyznaczeniem celów politycznych oraz nakreślenie wizji na przyszłe miesiące. Tym razem zostało ono w większości poświęcone polityce, jaką obecna głowa Białego Domu zamierza prowadzić po reelekcji oraz planom i obietnicom związanym ze zbliżającą się kampanią. Jak nietrudno się domyślić wystąpienie to przypominało bardziej wiec polityczny niż to, czym faktycznie miało być. Nazwano je nieformalnie State of the Union.
Dodatkowo sytuację podsyciły pomyłki w organizacji prawyborów, które Donald Trump przypisał na swoją korzyść. Tym “profitem” oczywiście było wytknięcie przeciwnikom nieudolności w zakresie tak prozaicznej (w rozumieniu obecnego prezydenta USA) kwestii, jaką była sama organizacja. Oczywiście wszystko skupiło się na dodaniu, iż nie są oni zdolni do sprawowania faktycznej władzy w państwie.
Nikt nie zagrozi Trumpowi?
Gdy spojrzymy na realnych kontrkandydatów obecnego prezydenta nie ma na razie nikogo, kto faktycznie mógłby mu zagrozić w nadchodzących wyborach. Nie jest to równoznaczne z tym, że jego reelekcja jest oczywista. Kampanie nie zaczęły się jeszcze na dobre w związku z czym kontrkandydaci są jeszcze dość “rozmyci” i ciężko wyróżnić z nich lidera. Bardzo wczesnym faworytem (o relatywnie wysokich szansach) był Joe Biden, który w politycznej rozgrywce Trump’a na Ukrainie stał się dużym przegranym. Elektorat, który odpłynął wraz z tym incydentem, może być trudny do odrobienia.
Dwóch kandydatów na czele
Obecnie jednym z najczęściej wymienianych nazwisk jest Bernie Sanders, który obecnie jest na prowadzeniu w prawyborach Demokratów. Wyprzedza go tylko Pete Buttigieg, który do niedawna w mediach nazywany był kandydatem “niewybieralnym”. Nie wnikając zbytnio w szczegóły i biografie obydwu panów warto podkreślić, że obecny lider prawyborów Buttigieg jest w dużej mierze przeciwieństwem Trumpa. Nie ma dużego doświadczenia politycznego (burmistrz ok. 100 tys miasta), kampanię prowadzi wraz ze swoim mężem, deklarując jednocześnie przywiązanie do tradycji chrześcijańskich. Z jego (na razie niezbyt licznych przemówień) wynika, że jest kandydatem “umiarkowanym”, który opowiada się za ewolucyjnymi i stopniowymi zmianami społeczno-ekonomicznymi.
Dolar z Trumpem
Szczególnie ostatnie 2,5 roku pokazało, jaką siłę ma dolar, który wspierany jest nieprzewidywalną polityką obecnego prezydenta. Jego aprecjacja jest na tyle silna, że zaczyna pomału być kłopotliwa dla eksporterów. Towary amerykańskie są coraz droższe za granicą, co może wpłynąć niekorzystnie na dynamikę cen, które siłą rzeczy zaczną spadać, by zagraniczne rynki zbytu nadal widziały potencjał w zakupach produktów z USA.
Wzrost niepewności na rynkach zdeterminowany jest głównie przez samego prezydenta. Siła dolara, jak pokazały ostatnie lata tkwi w gospodarczych i handlowych napięciach, które jak magnes przyciągają kapitał do rynku amerykańskiego. Biorąc pod uwagę powyższy wykres USD/JPY, dolar praktycznie od początku września 2019 roku umocnił się z poziomu 105,782 do poziomu (max w 2020) 110.250 i nie zapowiada się na to, by miał być to koniec dalszej wędrówki na północ.
Pewnego rodzaju “zabezpieczeniem” rynku zbytu była pierwsza faza porozumienia handlowego. Dzięki niej eksport soi do Chin nie dość, że pozostał zachowany to dodatkowo zwiększony do ciężkich “popytowych granic” dla tego kraju. Biorąc pod uwagę fakt silnego dolara, będzie to trudne do zrealizowania przedsięwzięcie. Inwestorzy liczą jednak na to, że silne USD zacznie na tyle mocno ciążyć samym Stanom Zjednoczonym, iż same zechcą poprzez politykę fiskalną i monetarną wpuścić na rynek trochę pola do deprecjacji krajowej waluty.