Europejski Bank Centralny wchodzi w kryptowaluty
Europejski Bank Centralny opublikował dokument, w którym wprost wskazuje, że zaczyna prace nad cyfrową walutą, która miałaby być oficjalną konkurencją dla zdecentralizowanych kryptowalut. Po zapoznaniu się ze szczegółami ma się jednak wrażenie, że jest w nim więcej pytań niż odpowiedzi.
Dokument, który możecie przeczytać tutaj (w języku angielskim) jest wprawdzie dopiero konceptem, ale wytycza kierunki, w których zmierzać będą Cyfrowe Waluty Banków Centralnych (CBDCs).
Duzi gracze chcą mieć własne kryptowaluty
Z gospodarczych hegemonów pierwsze prace nad cyfrową walutą, sygnowaną przez bank centralny, ogłosiły Chiny. W ich przypadku jest to jednak dość niespójna retoryka, bo z jednej strony krytykują i zwalczają handel kryptowalutami oraz ich używanie przez mieszkańców swojego kraju, a z drugiej zachwycają się technologią blockchain, jednocześnie podkreślając, że to dwie osobne kwestie i nie można ich łączyć. A oprócz tego planują stworzenie własnej kryptowaluty, która już w przyszłym roku ma mieć stabilną wersję. O co chodzi? Jak zawsze w Chinach – o centralną kontrolę i pieniądze. Wprawdzie swoją kryptowalutę mają już inne kraje – jak choćby Wenezuela, zachęcająca do płatności w Petro – ale kondycji jej gospodarki daleko choćby do średniaków, mimo pokaźnych zasobów ropy naftowej.
USA są na całkiem innym biegunie i wciąż wierzą, że niezależnie od rozwoju kryptowalut, podstawowym środkiem płatniczym pozostanie dolar. Niezbyt przychylnie patrzą nawet na Librę, budowaną m.in. przez Facebooka, która ma wsparcie największych firm regionu. Ale po zmasowanej krytyce ogłoszono, że FED… też będzie tworzyć własną kryptowalutę.
Czytaj więcej: FED chce mieć własną kryptowalutę; powstanie cyfrowy dolar?
Europejski Bank Centralny chce dołączyć
W wyścigu na rynku kryptowalut, w którym państwowi giganci i tak startują z co najmniej kilkuletnim opóźnieniem, chce też wziąć udział Europejski Bank Centralny, który na przełomie roku ogłosił koncept stworzenia cyfrowej waluty.
Problem w tym, że założenia jej powstania przynajmniej częściowo wykluczają się z wolnością, oferowaną przez większość istniejących już kryptowalut. O anonimowości transakcji można będzie jedynie pomarzyć. Wprawdzie będzie można otrzymać coś w rodzaju „kuponu” zapewniającego prywatność wskazanej transakcji, ale kupon będzie wydawać ECB, więc jest oczywiste, że będzie wiedzieć kto nim dysponuje. Będzie to można łatwo sprawdzić, nawet jeśli ta jednorazowo wydawana zgoda będzie anonimowa. Znana będą przecież liczba i czas transakcji każdego użytkownika. Stąd już tylko krok do analizy i zawężenia liczby „podejrzanych” transakcji do minimum. Chyba, że większość użytkowników będzie swoje transakcje szyfrować, ale dotychczasowe praktyki wskazują, że robi tak zaledwie kilka procent osób i to tylko używających kryptowalut, które dają taką możliwość (np. DASH). Pozostali nie mają czasu lub ochoty na komplikowanie sobie prostej transakcji.
Kryptowaluta na koncie, ale nie na zawsze
Zdecydowana większość transakcji w kryptowalutach nie jest anonimowa, więc można założyć, że dla użytkowników nie stanowiłoby to problemu, ale już możliwość utraty środków jest znacznie większą kontrowersją. Tymczasem w skrypcie EBC czytamy, że adresy będą generowane odgórnie, a to oznacza, że np. polski fiskus będzie mógł uzyskać je od EBC i zająć konto osoby, którą podejrzewa choćby o unikanie płacenia podatków, a tym samym na nieokreslony czas „zamrozić” wszystkie spoczywające na nim środki.
Na szczęście to dopiero pierwsze plany wprowadzenia cyfrowej waluty przez EBC, więc trzeba mieć nadzieję, że zostaną one w znaczący sposób zmodyfikowane. W przeciwnym razie trudno spodziewać się rynkowego sukcesu, bo odebranie wolności finansowej to ostatnia rzecz, na jakiej zależy osobom, które decydują się na transakcje w cyfrowych pieniądzach.