Afera z noworocznym kursem złotego. Minister kontra Google
Zmiana kursu waluty o 20% i to w dzień wolny? To się nie zdarza na rynku walutowym praktycznie nigdy. A zwłaszcza, gdy nie wybuchła wojna, nie było gigantycznego ataku terrorystycznego czy równie istotnych, wstrząsających zdarzeń. A jednak. 1 stycznia 2024 roku euro i dolar nagle stały się droższe o 20%, choć tylko w danych pokazywanych przez Google. Na szczęście rynek bankowy i walutowy były wtedy zamknięte, ale w niektórych firmach można było handlować. Niektórzy na tym zarobili.
– To niedopuszczalne. Będziemy wymagać od firm, by takie sytuacje się nie zdarzały – podkreśla wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Przypomnijmy: 1 stycznia 2024 roku w wyszukiwarce Google błędnie wyświetlono dane finansowe, a zwłaszcza kursy walut. Złotówka nagle podrożała 20-30% w stosunku do większości walut. Polacy byli zszokowani przede wszystkim kursem do euro i dolara. Zdziwienie i strach wzbudziło to przede wszystkim u osób, które w obcych walutach mają kredyty. Taka zmiana spowodowałaby bowiem skokową zmianę koniecznej do zapłacenia raty.
Szybko okazało się, że to błąd i notowania zostały ze strony Google usunięte. No, może nie aż tak szybko, bo co sprytniejsi zdążyli na tym zarobić. Kupowali euro i dolary po prawdziwym kursie, a sprzedawali na stronach, które na to pozwalały. Wśród nich były m.in. giełda kryptowalut Coinbase i ByBit. Jak się okazało – korzystały one z tych samych danych, co Google.
Zarobili na zawyżonym kursie czy nie?
Nie zabrakło więc osób, które tę lukę postanowiły wykorzystać. Pieniądze zaczęły krążyć między Revolutem, Binance, Coinbase a ByBit. W końcu ByBit wyłączył możliwość handlu na parach z PLN.
Co z zyskami osób, które wyłapały ten błąd za wczasu? Po sieci krążą nie do końca potwierdzone informacje, że następnego dnia ByBit zaczęła cofać transakcje i pobierać z rachunków cały zysk z transakcji arbitrażowych. Na podstawie jakiego przepisu? Nie zostało to wyjaśnione, ale społeczność traderska nie zostawia na giełdzie suchej nitki, pisząc, że skoro taki kurs oferowali, to ich błąd i oni powinni za niego zapłacić. Przecież w przypadku dużych wahań np. na rynku kryptowalut, nikomu nie zamierzają zabierać zysków?
– Dla mnie to jasny sygnał, żeby uciekać z takiej giełdy. Dla sprytnych gratulacje. Dało się zrobić 5-7 kółeczek. Może brakować sporo dla innych klientów. Jeśli giełda cofnie transakcje to tym bardziej UCIEKAĆ!!! wtedy mogą zanegować wszystko – podkreśla znany w środowisku trader, Paweł Szwajcar.
Google: to nie nasza wina
Po całym zamieszaniu Ministerstwo Finansów wezwało Google do złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Technologiczny gigant dość szybko ich udzielił, ale są tak zdawkowe, że wręcz lekceważące.
– Nie jesteśmy bezpośrednio odpowiedzialni za ten błąd. To wynik przekazywanych przez nas zewnętrznych danych, których nie weryfikujemy – czytamy w krótkim komunikacie.
Oburzyło to przedstawicieli polskich władz.
– Nie jestem usatysfakcjonowany. Treści powinny być sprawdzane, a taka prosta i lakoniczna odpowiedź, wskazująca na to, że Google nie sprawdza, tylko je podaje, wskazuje na to, że nikt nie bierze za to odpowiedzialności. Jeśli wielkie platformy streamingowe i internetowe będą mówiły, że podają treści z jakiegoś źródła, ale nie do końca je sprawdzają, to w przyszłości to się skończy jeszcze gorzej. Tutaj mieliśmy taki przypadek, że nie było wielkiego zamieszania rynkowego, ale wyobrażam sobie inne dane, które mogą wpływać na gospodarkę, człowieka, czy społeczeństwo – stwierdził na antenie RMF FM wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Będzie nowe prawo, Google musi się przyłożyć
Na dziś nie ma jasnych i klarownych rozwiązań legislacyjnych, które zmuszałyby Google i inne firmy do weryfikacji danych. Ale wdrażane są już przepisy, które to zmienią.
– W Polsce będziemy implementować m.in. Digital Service Act (DSA), czyli Akt o Usługach Cyfrowych, który będzie dotyczył m.in. kwestii dezinformacji. To pierwszy krok do tego, aby do takich sytuacji nie dochodziło. Będziemy mieli regulatora, który będzie mógł się zwrócić do firmy i powiedzieć, że jej algorytm nie działa i ma go natychmiast poprawić – dodaje wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.