Free float – akcje w wolnym obrocie. Co mówi o strukturze udziałowców?
Jedni inwestorzy polecają szukania spółek o niskiej “zawartości” free float w ogólnej strukturze akcjonariatu, inni wręcz przeciwnie. Warto poznać czym tak naprawdę jest to “mityczne” określenie, które tak często pojawia się w dyskusjach akcjonariuszy. Gdzie szukać informacji na jego temat? Czy można na jego podstawie zbudować strategię inwestycyjną? Lepszy jest niski, czy wysoki? Tego i o wiele więcej dowiecie się o free float’cie w poniższym artykule.
Free float, co to takiego?
Tylu ilu jest inwestorów, tyle opinii na temat free float’u. Wyjdźmy może najpierw od samego pojęcia. Free float to nic innego jak ilość akcji w posiadaniu inwestorów indywidualnych (mniejszościowych), których udział całości nabytych papierów wartościowych, nie przekracza 5% wyemitowanych przez spółkę. Warto dodać, że z tego wskaźnika (free float’u) wyłącza się tzw. akcje zastrzeżone. Najprościej mówiąc, są to papiery wartościowe danej spółki przyznane np. jej menadżerom. Mogą one stanowić np. formę wynagrodzenia czy premii danego kierownika wyższego szczebla. Oprócz tego free float nie obejmuje akcji imiennych, czyli posiadanych np. przez pracowników oraz osoby blisko związane z przedsiębiorstwem. Znajdziemy go na stronach domów maklerskich czy stronach spółek. Informacje te dostępne są również w znanych serwisach analitycznych.
Który free float jest lepszy do inwestycji?
Opinie na ten temat są mocno podzielone. Początkujący inwestorzy nie zwracają na niego uwagi, a ci bardziej doświadczeni najczęściej dzielą się na dwa obozy. Weźmy pod uwagę pierwszy przykład, w którym ilość akcji w wolnym obrocie jest niewielka. Pojawia się zatem kluczowe pytanie, jaki poziom free float’u uważa się za niski? Istnieje mocno teoretyczna i umowna granica na poziomie 50%. W moim odczuciu jest ona mocno ogólna, ze względu na “równy podział” akcjonariatu. Mówiąc już bardziej subiektywnie, niski free float to taki, który oscyluje w okolicach 40%-35% i mniej. Czy to dobrze, czy źle? Wszystko w dużej mierze zależy od preferencji.
Z jednej strony można uważać, że niski poziom akcji w rękach udziałowców mniejszościowych powoduje problemy z płynnością. Można by było też nie zgodzić się z tym twierdzeniem, biorąc pod uwagę fakt, że mniejsza ilość akcji w obiegu równoznaczna jest z większą ilością transakcji na niej dokonywanych. W moim odczuciu kwestia ta jest mocno sporna. Ciężko mówić o dużej ilości zleceń na konkretnym walorze, gdy nie budzi on zainteresowania wśród potencjalnych nabywców.
Niski free float równoznaczny jest również z kilkoma większymi lub jednym dużym udziałowcem. Taki rodzaj akcjonariatu nazywamy skoncentrowanym i jest on typowy dla małych i średnich spółek. Jeszcze kilkanaście lat temu na giełdzie istniała dość duża moda nabywania spółek z niskim free float. Uważano, że duży akcjonariusz będzie prowadził spółkę w taki sposób, aby maksymalnie szybko zwiększyć ich cenę i sprzedać swoje walory z zyskiem. Ciemną stroną małej ilości wolnych akcji jest ich podatność na wahania koniunktury oraz manipulacje.
Akcjonariat rozproszony
Duży udział mniejszościowych udziałowców (przyjmijmy, jako punkt odniesienia free float powyżej 50%) w strukturze akcjonariatu spółki, charakteryzuje zwykle duże przedsiębiorstwa. Zdecydowana większość firm o takich parametrach znajduje się w indeksie WIG20, który utożsamiany jest z najwyższą płynnością notowanych tam walorów. Jako potencjalne plusy i minusy tej sytuacji możemy uznać wszystkie odwrotności niskiego free float’u. Natomiast wybierając określony papier wartościowy do portfela nad free float’em powinniśmy myśleć wtedy, kiedy zamierzamy nabyć pakiet powyżej 2%. Dlaczego? Załóżmy, że istnieje atrakcyjna dla nas spółka, której papiery w wolnym obrocie wynoszą 30% oraz taka, z której potencjalny zwrot z kapitału zainwestowanego oceniamy trochę gorzej, ale za to ma free float na poziomie 70%. Biorąc pod uwagę zależność między płynnością, a poziomem papierów wartościowych w rękach mniejszościowych udziałowców, chętniej kupimy papiery o większym stopniu płynności, rezygnując z potencjalnie wyższej stopy zwrotu.
Idąc dalej, załóżmy, że mamy do dyspozycji 1000,00 zł i obie spółki za ten kapitał ofiarują nam 100 udziałów (10 zł na akcję). Aby maksymalnie uprościć nasze obliczenia załóżmy, że obydwie spółki cieszą się podobnym zainteresowaniem i ilość wszystkich ich akcji wynosi 10 000 000. Czy warto w związku z tym rezygnować z lepszej inwestycji kosztem teoretycznie większej płynności? Odpowiedź myślę, że jest oczywista dla wszystkich i brzmi zdecydowanie nie. Pierwsze przedsiębiorstwo (10 000 000 x 30%) posiada 3 000 000 udziałów w rękach mniejszościowych akcjonariuszy. Czy chęć sprzedaży/zakupu 100 papierów wartościowych będzie niezwykle ciężka?
Podsumowanie
W moim odczuciu free float (nie mówimy o skrajnych sytuacjach) jest dla nas istotny, jeżeli planujemy większą inwestycję i zależy nam na większej płynności. Sama struktura akcjonariatu też jest istotna w ocenie potencjalnego zainteresowania akcjami spółki, w czym pomoże również obserwacja zmian, jakie w nim zaszły. Myślę, że do free float’u należy podejść nie stricte analitycznie, a psychologicznie. Kiedy zauważamy, iż kierownictwo, czy właściciel mają spore udziały w całości akcji spółki przekazuje to poniekąd informację, że zarząd wierzy w jej dalszy rozwój. Takich wniosków może być niezliczenie wiele i sami powinniśmy znaleźć “złoty środek” w najlepszym dla nas free float’cie.