„Jak zostać profesjonalnym traderem?” Kurs z Maciejem Golińskim [RECENZJA]
W sieci dostępnych jest mnóstwo szkoleń, obiecujących złote góry na rynku Forex. Niewiele z nich prowadzą jednak osoby, które wciąż zarabiają realne pieniądze. Kurs z Maciejem Golińskim to rodzynek, ale przeznaczony dla osób, które już jakiś czas inwestują. Początkujący może wyciągną z niego trochę złotych myśli, ale konkretów mogą nie zrozumieć.
Kurs z Maciejem Golińskim – czy warto?
Na początek warto dowiedzieć się kim jest Maciej. Bo szkoleniowców na polskim rynku jest wielu, ale takich, którzy mogą pochwalić się realnym doświadczeniem i sukcesami – znacznie mniej. Maciej Goliński traderem jest od lat 90′. Ma 25 lat doświadczenia, więc na rynkach przeżył już praktycznie wszystkie krachy i hossy na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Od 15 lat jest zawodowym traderem i podkreśla, że popełnił wszystkie błędy, jakie można sobie wyobrazić w tym fachu. Uczył się jednak u samego Joe Ross’a i obecnie jest jednym z dwóch jego certyfikowanych traderów w całej Europie. Wystarczy?
Zatem teraz trochę o samym kursie. Czego się z niego dowiemy? Autor szkolenia skupia się na formacji Inside bar – napisał nawet książkę o tym samym tytule. Analiza techniczna nie jest jednak dla niego kluczowa. Podczas kursu niezliczoną ilość razy słyszymy o tym, jak ważne jest mieć plan i wręcz obsesyjnie skupiać się na jego konsekwentnej realizacji.
Styl handlu dopasuj do umiejętności – day trading to czekanie
Klikanaście godzin szkolenia przeznaczonych jest raczej dla już grających na rynkach, a nie tych, którzy dopiero zastanawiają się czy konto demo zamienić na realne inwestycje. Maciej Goliński opowiada na nich o swoich transakcjach i tłumaczy nie tylko dlaczego je zawierał, ale wspomina też całe tło: czy była wtedy publikacja danych, czy były one istotne, czy rynek na nie zareagował oraz jak? Co ciekawe – mamy przykłady zarówno udanych transakcji, jak i porażek kończących się stratą.
Podkreśla, że sam handluje popołudniami, nigdy przez cały tydzień i zazwyczaj ok. 3 godzin dziennie.
– 90% czasu mojej pracy to czekanie. Day trading to czekanie na opracowany setup. Ja cały czas powtarzam sobie: „to nie to, to nie to…” I czekam. Wchodzę czasem po dwóch godzinach obserwcji rynku – mówi Maciej Goliński.
Diabeł tkwi w szczegółach i sile dużych graczy
Niewątpliwą zaletą kursu jest jasny podział na 30 lekcji. Wadą podobnych jest bowiem jeden trwający np. 8 godzin film, co już samo w sobie może być zniechęcające. Tu mamy konkretne tytuły i w przypadku braku czasu możemy skupić się na aspektach, które są naszą najsłabszą stroną – np. emocjach, zarządzaniem kapitałem, konkretnych technikach rozegrań.
Autor skupia się na konkretach i przede wszystkim detalach. Porównanie świec – a raczej barów, bo to je woli obserwować – to nie tylko sprawdzanie ich kierunku i wielkości, ale też szczegółowe określanie wszystkich cech, które pozwolą wyciągnąć wnioski na przyszłość na podstawie oceny siły rynku i ruchu, jaki wykonuje dany instrument.
Bez wątpienia ciekawy fragment dotyczy dużych graczy. Każdy trader – zwłaszcza na początku – nie raz złapał się bowiem na tym, że po dynamicznym ruchu, do którego dołączył, rynek się cofnął, „skonsumował” jego stop lossa i kontynuował rajd. Trader z doświadczeniem wyjaśnia dlaczego tak się dzieje i odsłania kulisy manipulacji rynkiem, którą stosują duzi gracze.
Można jednak odnieść wrażenie, że wiedzę tę da się przekazać szybciej i w bardziej atrakcyjny dla odbiorcy sposób. Maciej Goliński na pewno nie jest urodzonym mówcą wiecowym, więc jego tempo wypowiedzi i tembr głosu na pewno nie porwą tłumów. Ale nie o to przecież chodzi – zwłaszcza w lekcjach, w których krok po kroku przedstawia taktykę handlu swoimi metodami. Tu potrzebne będzie skupienie i zrozumienie specyfiki tradingu autora kursu, bo każdy błąd może drogo kosztować. Dlatego wręcz kojący ton w niektórych przypadkach może się okazać jak najbardziej wskazany…