Zaawansowani
Teraz czytasz
Czy można było zarobić na frankowej masakrze?
0

Czy można było zarobić na frankowej masakrze?

utworzył Paweł Mosionek1 lutego 2015

Czarny czwartek na forex, 15 stycznia 2015 roku… Szybko rozniosły się wieści o dużych stratach brokerów, a przede wszystkim też inwestorów detalicznych i ich ogromnych debetach. Wielu więc zapewne zadało sobie pytanie – Czy można było zarobić na frankowej masakrze? Jeśli tak, to jakim cudem i czy w jakikolwiek sposób można było przewidzieć taki przebieg wydarzeń?

Zapraszamy do zapoznania się z historią jednego z naszych rodzimych traderów, który sprytem i doświadczeniem ograł franka (i brokerów).


Mój ‘Soros trade’

Plan na 2015 zakładał opisywanie tylko wyjątkowo udanych lub bardzo ciekawych inwestycji, jednak nie spodziewałem się, że już w połowie stycznia zrealizuję transakcję życia – mój prywatny ‘Soros trade’. Wielu traderów i brokerów zapamięta 15 stycznia 2015 jako ‘czarny czwartek’, który zakończył ich przygodę z rynkiem. Ja miałem to szczęście(*), że podczas załamania kursu EUR/CHF otworzyłem na tej parze krótką pozycję.

Dokładnym wynikiem nie będę się chwalił, bo i tak nie uwierzycie. Poza tym zdaję sobie sprawę, że wśród czytelników mogę mieć frankowiczów hipotecznych, załamanych wzrostem raty, jak i frankowiczów forexowych, którym broker wyczyścił konto, czy nawet zafundował debet, tak więc nie będę im grał na nerwach i przejdę od razu do części merytorycznej.

Mam nadzieję, że wyciągniecie z tego wpisu konstruktywne wnioski, zwłaszcza, iż w epoce wojen walutowych i permanentnej interwencji banków centralnych, sytuacja może się wkrótce powtórzyć.

* – Some people were lucky enough to be born smart, while others were even smarter and got born lucky – Ed Seykota 😉

Analitycy i eksperci: ‚Szok, tego nie dało się przewidzieć!’

Wręcz przeciwnie, dało się i wcale nie wymagało wiedzy tajemnej. Kluczem do sukcesu była obserwacja słabości eur/chf od lata 2011 a szczególnie w ostatnich tygodniach 2014 i pierwszych 2015. Słabości tym wyrazistszej, że miała miejsce w obliczu nieograniczonych zakupów euro przez SNB jak i wysiłków EBC, który obiecał zrobić ‘whatever it takes’ by zażegnać kryzys wspólnej waluty.


PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Frank szaleje, brokerzy liczą straty


Zacznijmy od wykresu w skali miesięcznej. Od szczytu hossy w roku 2007 do kryzysu greckiego w 2011, Euro zaliczyło 40% spadek w relacji do Franka. 6 IX 2011 SNB zdewaluował szwajcarską walutę do poziomu 1.20 i zapowiedział obronę tego poziomu poprzez dodruk nieograniczonej ilości CHF i ich wymianę na euro. Uwzględniając wartość 1.20, ciągle otrzymujemy blisko 30% spadek z rekordowego poziomu 1.68 (#1 na wykresie). Można by oczekiwać, że po tak silnej przecenie nastąpi spektakularna korekta, zwłaszcza w sytuacji, gdy sprzymierzeńcem kupujących euro jest jeden z najważniejszych banków centralnych. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło (#2). Wykres eur/chf leniwie falował w przedziale 1.20-1.25 a szczytem możliwości euro-byków był poziom 1.2647. Był to dla mnie jasny sygnał, że gra po długiej stronie rynku nie ma większego sensu, i że nie co liczyć na łatwe zyski mimo silnego wsparcia SNB.

To, że nie opłacało się kupować nie było w żadnym stopniu przesłanką by eur/chf sprzedawać, czy też fantazjować o zniesieniu bariery 1.20. Nie znacie dnia ani godziny – skoro ów letarg trwał ponad 3 lata, to równie dobrze mógł potrwać kolejne 3. Jednak w listopadzie 2014 pojawiły się pierwsze drgania zapowiadające nadchodzące trzęsienie ziemi.

Przejdźmy na wykres w skali dziennej

Zaznaczyłem cztery kluczowe momenty:

#3 – listopad 2014 – kurs spada do poziomu 1.2007, najniższego od ponad dwóch lat. Sytuacja zrobiła się na tyle interesująca, że wrzuciłem wykres eur/chf na główny pulpit i zacząłem się mu bliżej przyglądać ale na jakiekolwiek działania było jeszcze za wcześnie. Wszak wiosną i latem roku 2012 kurs także przykleił się do tego poziomu, po czym inwestorzy zrozumieli, że z SNB nie wygrają a notowania wróciły do korytarza 1.20-1.25.

#4 – grudzień 2014 – kurs spada do 1.2006. Próba kontrataku ze strony kupujących (strzałka pomiędzy #3 a #4) zakończyła się totalnym fiaskiem a wszystko co ugrały byki to 1.2045. Zobaczyłem wtedy, że pasmo wahań o szerokości 500 pipsów (1.20 – 1.25) zostało zamienione na przedział o szerokości niespełna 50 pipsów (1.2000 – 1.2050). Coś było na rzeczy i postanowiłem działać, zanim będzie za późno. Otworzyłem pierwsze krótkie pozycje w eur/chf.

#5 – 18 grudnia 2014 – tego dnia komputer włączyłem dość późno a pierwsza informacja jaką przeczytałem, dotyczyła decyzji SNB o wprowadzeniu ujemnych stóp procentowych. Zdałem sobie sprawę, że Szwajcarzy naprawdę nie żartują i oblał mnie zimny pot. Zanim odpaliłem platformę transakcyjną, zdążyłem tylko pomyśleć – oby zadziałał stop-loss na poziomie 1.21, w przeciwnym wypadku straty mogą wynieść kilkaset pipsów, gdy eur/chf wystrzeli do góry. Jakież było moje zdziwienie (i ulga!), gdy załadował się wykres. Kurs nie tylko nie wystartował na orbitę wokółziemską ale nie był nawet w stanie dosięgnąć mojego stop-loss’a na 1.21. Mimo tak spektakularnej decyzji SNB! Co więcej, nie dość, że podskoczył do zaledwie 1.2096 to nie był w stanie tego poziomu utrzymać i zakończył dzień ze słabiutkim wynikiem 1.2038.

#6 – w kolejnych dniach grudnia i na początku 2015 kurs eur/chf zachowywał się dokładnie tak, jak się tego spodziewałem – schodził coraz niżej zbliżając się do magicznej asymptoty bronionej przez SNB. W tym momencie wiedziałem już, że mój ‘Soros trade’ może być blisko. Zachowanie kursu nakazywało bowiem zadać proste pytanie – kto kupuje te miliardy Franków na przekór bankowi centralnemu, z nieograniczoną ilością amunicji? Ewidentnie jacyś idioci – rosyjscy oligarchowie uciekający z tonącego okrętu, Grecy obawiający się powrotu Drachmy a może frajerzy-macro-trejderzy jak nasz rodzimy Krzysztof ‘Eurogeddon’ Rybiński. Chyba, że…

Chyba, że smart-money wie coś, o czym dumb-money nie ma pojęcia. Smart money, czyli Sorosowie AD2015 – topowe fundusze hedgingowe, bankierzy z Credit Suisse, UBS, Goldman Sachs i inni koledzy Thomasa Jordana, którzy mają przywilej jeść z nim lunche w Zurichu lub jeździć na nartach w Zermatt. Podczas gdy rynkowe owieczki wysłuchiwały zapewnień, jakoby poziom 1.20 był nienaruszalny, forexowe rekiny zajmowały krótkie pozycje w eur/chf. Prawdopodobieństwo, że SNB zaniecha osłabiania Franka było dla mnie bardzo wysokie. Ale najciekawszą i chyba najważniejszą konkluzją z tego artykułu jest to, iż nawet gdybym nie był pewny swej analizy, nadal grałbym po krótkiej stronie rynku ze względu na kosmiczny współczynnik risk/reward jaki oferował ten trade.

Risk/Reward

Oczekiwałem, że jeśli SNB uwolni kurs Franka to osłabi się on w pierwszym dniu w okolice powiedzmy 1.16, by w kolejnych dniach osuwać się dalej na południe, w kierunku 1.10, 1.05 i może, w perspektywie tygodni, do poziomu 1.0. W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że kurs spadnie do 0.85 w przeciągu kilku minut. Tak czy inaczej, liczyłem na około 500-1000 pipsów zysku przy ryzyku rzędu 10 pipsów! Tak, to nie pomyłka, 10 pipsów ryzyka.

Oczywiście 10 pipsów to tyle co nic nawet w przypadku najstabilniejszych par walutowych ale presja na aprecjację Franka była tak duża, że w przeciągu 7 dni poprzedzających ‘czarny czwartek’ dzienna rozpiętość wynosiła maksymalnie 6 pipsów! Gdybym został wyrzucony z rynku przez przypadkowy ‘spike’, byłem gotów powtórnie otworzyć krótką pozycją. I to kilkukrotnie – nawet będąc ‘wystopowany’ 5 razy pod rząd, moje ryzyko wynosiło ciągle 50 pipsów wobec szansy na zarobek 500 do 1000 pipsów. Tak asymetryczny stosunek zysku do ryzyka trafia się na rynku raz na wiele lat i tym razem udało mi się nie przegapić okazji.

Oczywiście dla graczy po długiej stronie rynku eur/chf owa asymetria okazała się gwoździem do trumny. Każdy kto stracił pieniądze podczas czarnego czwartku musi odpowiedzieć sobie na pytanie: co robiłem(am) w transakcji, w której ryzykowałem(am) ~2000 pips by w najlepszym wypadku zarobić ~50? Tak, rozumiem, Thomas Jordan zapewniał, że 1.20 jest pewne jak w szwajcarskim banku, ale…

Czarny czwartek a egzekucja transakcji

Moja prawa półkula dość szybko zaczęła przeliczać potencjalne zyski, tak więc kwestia przekucia powyższej analizy na gotówkę była dla niej prosta – zalewarujemy się na maksa, sprzedając tyle lotów eur/chf na ile pozwoli broker a potem poczekamy na nieuniknione. Na szczęście lewa półkula nie dała się ponieść emocjom i zaczęła kombinować, co może pójść nie tak. A co by było gdyby SNB, tak dla draki, by utrzeć nosa spekulantom, podniósł kurs obrony do 1.25 ?! Oczywiście, dziś może się to wydawać absurdalne, ale 15 stycznia rano na pewno większość z Was powiedziałaby, że to bardziej prawdopodobne niż kurs 0.85 za kilka godzin! Istniał więc ‘tail risk’, że zamiast 10 pipsów stracę kilkaset. Cóż, musiałem zrezygnować z koncepcji ‘otwórz tyle shortów ile się da i czekaj’.


PRZECZYTAJ TAKŻEBrokerzy Forex a ochrona przed debetem. Zestawienie ofert


Ostatecznie zdecydowałem, że tylko 10% planowanej pozycji otworzę od razu. Pozostałe 90% miało się otworzyć za pomocą zlecenia sell-stop. Skoro rynek przez kilka dni wahał się w przedziale 1.2006 – 1.2012 to założyłem, że kurs na poziomie 1.2002, 2 pipsy nad magiczną granicą 1.20, będzie sygnałem – przedstawienie się zaczęło. Tylko czy wtedy nie będzie za późno by otwierać krótkie pozycje, czy ktoś zechce kupić eur/chf gdy rynek spadnie w przepaść?

Obawy te okazały się słuszne. U mojego głównego brokera – Interactive Brokers – ustawiłem 3 zlecenia sell-stop a wykonało się tylko jedno, z najszerszymi widełkami pomiędzy ceną aktywacji a limitem wykonania. Przez pozostałe dwa, rozpędzony kurs przeleciał jak gorący nóż przez masło. Na szczęście wpadłem na genialny pomysł użycia do swoich celów polskich platform forexowych – <broker MM 1> oraz <broker MM 2>. Przymiotnik genialny wynika nie tyle z braku skromności co z dodatkowej satysfakcji, jaką dało mi pokonanie market makerów ich własną bronią.

Jak wiadomo market makerzy nie potrzebują do realizacji zleceń płynności rynkowej a przynajmniej nie natychmiast. W większości przypadków nie przekazują zlecenia na szeroki rynek, jak robi to Interactive Brokers, lecz mówiąc kolokwialnie – ‘biorą je na klatę’, stając się drugą stroną transakcji. Klient zarobi – oni tracą, klient straci – oni zarobią. A że 90% klientów traci, to w normalnych warunkach rynkowych jest to cudowny model biznesowy. Z tym wyjątkiem, że 15 I 2015 nie był normalnym dniem choć początkowo nic nie zapowiadało nadchodzącego sztormu. Tak więc gdy kurs eur/chf osunął się w okolice 1.2002, zarówno <broker MM 1> jak i <broker MM 2> bez problemów zrealizowały moje zlecenia, otwierając krótkie pozycje w nieświadomości tego co miało się wydarzyć. A co się wydarzyło dalej wszyscy wiemy, więc nie będę się na ten temat rozpisywał. To był dobry dzień.

SNB – nieodpowiedzialni kłamcy ?

‘Analitycy i eksperci’, szczególnie polscy, uznali decyzję SNB za pochopną, złą, nieodpowiedzialną czy po prostu głupią. “Szwajcarzy strzelili sobie w stopę” – twierdzili jedni. “Zabrakło komunikacji z rynkiem” – dodawali drudzy. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Mogę zrozumieć rozgoryczenie ludzi, którzy na skutek umocnienia Franka stracili spore pieniądze, ale…

W brutalnej rzeczywistości wojen walutowych rolą banków centralnych nie jest ani pomoc polskim kredytobiorcom ani drobnym inwestorom na platformach forexowych, ani Mario Draghi’emu ani nikomu innemu. Nie uważam, by bank centralny musiał być szczególnie transparenty i jasno komunikować swoje zamiary rynkowi. Wręcz przeciwnie, raz na jakiś czas powinien dać mu prztyczka w nos, choćby tylko po to, by wyeliminować możliwość łatwego i pozbawionego ryzyka zarabiania na jego politycy monetarnej. Oczywiście prztyczek w nos spekulantów oznaczał w tym wypadku dramatyczne straty tysięcy rodzin we Wschodniej Europie ale czy to wina SNB czy tych, którzy nie docenili ryzyka, postawili na szali cały majątek i nie próbowali się z tego wyplątać podczas 3-letnich ‘wakacji kredytowych’ na koszt Helwetów?

Zastanawiam się też, jak miałaby wyglądać owa komunikacja z rynkiem, przygotowanie go na dramatyczną zmianę polityki. Czy Thomas Jordan miał wyjść do dziennikarzy 12 stycznia i powiedzieć – ‘za kilka dni być może zmienimy naszą politykę wobec Euro’? Bariera 1.20 pękłaby kilkanaście sekund później a jeśli SNB chciałby trzymać się planu i wytrwać do ‘czarnego czwartku’, musiałby kupować €10 mld na godzinę.

Jako obywatele możemy być zafrapowani tym, że banki centralne wywijają takie numery, możemy być wręcz zbulwersowani faktem, iż niektórzy wiedzą o pewnych rzeczach nieco więcej i nieco wcześniej. Ale jako trader nie mogę załamywać rąk i rozpaczać nad tym, że rynki finansowe są trudne do zrozumienia czy wręcz brutalne lub niesprawiedliwe. Mogę jedynie próbować przyłączyć się do ‘grupy trzymającej władzę’ – czasami jej działania są na tyle wyraziste, że może je dostrzec indywidualny inwestor na swoim Meta Traderze, nie mając dostępu do profesjonalnego serwisu Reutersa, Bloomberga i sztabu analityków.

Na koniec odniosę się do powtarzanej tak chętnie przez media finansowe tezy, że Szwajcarzy zrobili sobie wielką krzywdę doprowadzając do aprecjacji Franka. Tak samo jak celebryci są znani z tego, że są znani, tak samo teoria ta cytowana jest często, bo dziennikarze często się na nią powołują. Przez analogię, Rosja ze swym przecenionym rublem powinna być teraz u progu prosperity 😉 A na poważnie – na przestrzeni ostatnich 45 lat CHF umocnił się wobec dolara o około 400%, tymczasem szwajcarska bankowość, zegarki, scyzoryki, sery, czekolada, alpejskie stoki, sektor farmaceutyczny i technologiczny – ciągle świetnie sobie radzą. Przypadek? Nie sądzę 😉

Kto następny?

Na fali franko-histerii media rozpoczęły poszukiwania kolejnych walut, których więzi z euro lub dolarem mogą wkrótce zostać zerwane. Mówi się o koronie duńskiej oraz dolarze hongkońskim. Czy to słuszne typy? Cóż, najlepsze transakcje rzadko kiedy opisane są w gazetach przed faktem, ale kto wie, być może któryś z tych kursów zostanie uwolniony.

Osobiście uważam, że na sprawę należy spojrzeć z szerszej perspektywy i nie koncentrować się wyłącznie na ‘pegach’. Wojny walutowe są faktem, mimo, iż w establishmencie jest to temat tabu. Banki centralne na całym świecie interweniują na rynkach finansowych za pomocą coraz to nowych środków. Niektóre, jak np. EBC, robią to ‘z pewną taką nieśmiałością’, inne, jak BOJ, są nieobliczalne niczym kamikaze.

Choć w założeniach teoretycznych programy te mają być cudownym lekiem dla pogrążonych w marazmie gospodarek, w rzeczywistości generują nowe napięcia i destabilizują rynki. Z tym, że dzieje się to dość powoli i nikt tego nie zauważa. Nagle trach, jeden z elementów systemu nie wytrzymuje i mamy czarny czwartek, piątek itd. Szok, tego nie dało się przewidzieć!

Krótko mówiąc, miejcie oczy szeroko otwarte bo ciekawa transakcja może czekać tuż za rogiem. Żyjemy w ciekawych czasach 😉

Źródło artykułu: Trader Blog

Co o tym sądzisz?
Lubię
0%
Interesujące
100%
Heh...
0%
Szok!
0%
Nie lubię
0%
Szkoda
0%
O Autorze
Paweł Mosionek
Aktywny trader na rynku Forex od 2006 roku. Redaktor portalu Forex Nawigator oraz redaktor naczelny i współtwórca serwisu ForexClub.pl. Prelegent konferencji "Focus on Forex" na SGH w Warszawie, "NetVision" na Politechnice Gdańskiej oraz "Inteligencja finansowa" na Uniwersytecie Gdańskim. Dwukrotny zwycięzca "Junior Trader" - gry inwestycyjnej dla studentów organizowanego przez DM XTB. Uzależniony od podróży, motocykli i skoków spadochronowych.